Emma wróciła ze Stanów wcześniej niż
planowała. Zebranie zarządu, któremu podlegało pismo, w którym
pracowała ciągnęło się w nieskończoność. Znudzone, bez życia twarze
wpatrywały się pustymi, beznamiętnymi oczami w blat marmurowego stołu.
Dwadzieścia jeden osób licząc łącznie z Prezesem i jednocześnie
właścicielem firmy. Spece od reklamy, redaktor naczelny, redaktorzy
działów, kadrowa, księgowa i osobista sekretarka prezesa, no i
oczywiście prezes. Mały, łysy facet w wieku 48 lat, niemający za grosz
poczucia humoru i ani krzty dobrego smaku, jeśli chodzi o styl
ubierania. Miał na sobie przykrótkie spodnie w kolorze zgniłej zieleni,
do tego wściekle żółtą koszulę i srebrny połyskujący garnitur ewidentnie
za mały. Emma chyba jako jedyna w tym towarzystwie nie spała
przyglądając się ludziom z branży. Redaktor działu mody wysoki, szczupły
aż do przesady, nie miał zbyt zadowolonej miny, siedział ze spuszczoną
głową bazgrząc na kartce ósemki długopisem. Zwróciła na niego uwagę, bo
jako jedyny nie miał w tym gronie obrączki na palcu i był tutaj nowy.
– Pani Hert proszę nam powiedzieć o sukcesie, jaki pani osiągnęła w
mijającym miesiącu? – powiedział prezes na głos czym wyrwał Emmę z
zamyślenia.
– Yyyy… Tak. – Emma wstała. – Jako redaktorka działu
porad byłam niezwykle zaskoczona, kiedy okazało się, że rozwiązałam
problemy małżeńskie Lori Jane. Jak wiadomo kobieta ta jest właścicielem
konkurencyjnej gazety. Jednak dzięki temu, że pomogłam jej w trudnych
chwilach Lori Jane zaproponowała naszej gazecie utworzenie spółki. Jeśli
na to nie przystaniemy wtedy będzie chciała podpisać ze mną kontrakt na
następnych pięć lat.
– Czy zgodziłaś się na przejście do jej gazety? – spytał prezes marszcząc brwi.
– Nie tak od razu. Powiedziałam Lori, że musze się nad tym zastanowić. –
Odparła Emma patrząc w niesamowicie brązowe oczy szefa, ale to on nie
wytrzymał jej wzroku i spuścił głowę.
- Dobra dziewczynka. – powiedział jakby miała 10 latek.
– Jestem kobietą nie dzieckiem.
– Emma… zamilcz i siadaj już.
Emma
usiadła jednak miała niesamowitą ochotę rzucić w tego gbura szklanką z
wodą, która stała przed nią, jednak powstrzymała mordercze zapędy. „Nowy
chłopak od mody” jak nazwała go już w myślach Emma spojrzał w jej
stronę i uśmiechną się nieznacznie, nie chcąc pokazać, że cała ta
sytuacja bardzo go rozbawiła. Ten półuśmiech zauważył jednak prezes.
– Martin, a tobie, co tak wesoło?
– Nic panie prezesie. – powiedział redaktor mody.
– Widzę, że jednak cię coś bawi.
– Po prostu siedzimy tutaj już trzecią godzinę i nic nowego się nie
dowiedzieliśmy, a w gazecie czeka na nas robota, która sama się nie
zrobi.
– Robię to niechętnie wobec nowicjuszy, którym ty jesteś,
ale rzeczywiście masz rację. Tak też zamykam posiedzenie i wracajcie
jak najszybciej do swoich zajęć. – powiedziawszy te słowa pan prezes i
właściciel w jednym z hałasem zamknął teczkę pełną papierów i opuścił
salę konferencyjną.
Po jego wyjściu wszyscy też powoli zaczęli
się zbierać. To było niesamowite. Mężczyzna, który dopiero, co dostał
posadę mówi szefowi, co ma robić, aż niewiarygodne. Mało tego tamten go
słucha. Emma zaczęła się zastanawiać, dlaczego tak się stało. Może,
dlatego, że tak naprawdę nikt nigdy nie był w stanie powiedzieć na głos
tego, co myśli o tym gburowatym lilipucie? Zresztą nie ważne. Zwane było
to, że nudna konferencja dobiegła końca, a Emma mogła wyjść na miasto i
nareszcie napić się porządnej kawy, bo ta, którą robili w jej hotelowym
bufecie była obrzydliwa. Kiedy wyszła na zewnątrz zauważyła Martina w
otoczeniu wianuszka kobiet w tym jej koleżanek z pracy, którym
prezentował swój nowy nabytek w postaci srebrnego BMW. Emma nie chciała
dołączyć do tego grona więc minęła grupkę i pomachała na taxi, które się
nie zatrzymało.
– Może w czymś pomóc? – usłyszała za sobą męski głos.
– Nie dziękuję. – odparła nie odwracając głowy.
– A może jednak?
– Nie.
– Na konferencji patrzyła pani na mnie jak na obraz a teraz nie chce pani sobie pomóc.
Emma odwróciła wzrok ku rozmówcy i z zażenowaniem stwierdziła, że to
nikt inny tylko Martin we własnej osobie. <Rany, co ten gówniarz
sobie wyobraża, że każda kobieta nie zależnie od wieku leci na ten jego
uśmiechnięty pysk?> Pomyślała.
– Jedno, co możesz zrobić to
trzymać się z daleka ode mnie. – powiedziała Emma i wsiadła do taxówki,
która właśnie stanęła przy krawężniku.
Pierwsze, co zrobiła to
pojechała do hotelu i spakowała swoje rzeczy. Następnie poje4chała na
lotnisko i wróciła do domu pierwszym lepszym samolotem. Teraz weszła do
mieszkania, w którym panowała niesamowita cisza jak na godzinę 22 czasu
środkowoeuropejskiego. <Brian pewnie śpi, a Richarda poszedł zapewne
do sąsiada obok oglądać mecz> pomyślała. Postawiła torby w
przedpokoju i weszła do kuchni… Na kuchennym blacie stały dwa kieliszki,
a obok nich opróżniona do połowy butelka czerwonego wina, które
przywieźli zaledwie parę miesięcy temu z Włoch. Nie myśląc wiele weszła
do sypialni. Łóżko było rozbabrane. Dotknęła po0ścieli, jeszcze ciepła.
Na wacianych nogach podążyła do pokoju syna, był pusty. <ty
sukinsynu!!!>. Wzięła telefon i zadzwoniła do matki.
– Mamo, jest Brian u ciebie?
– Tak kochanie, a dlaczego pytasz? Przecież, Richard poleciał do ciebie
do Stanów. Mówił, że chce ci zrobić niespodziankę. Ups… Wygadałam się…
– Mamo ja jestem już w kraju. Właśnie wróciłam. Richarda nie ma w domu ani nie poleciał do Stanów!!!
– Uspokój się Emma. Może załatwia jakieś sprawy…
– Tak piernicząc się z jakąś lafiryndą w moim domu i w moim łóżku!!!!!!!!!!!
- Przesadzasz kochanie.
– Mamo na kuchennym blacie stoją dwa kieliszki po winie, łóżko jest
rozwalone, pościel ciepła, a na… – Emma zauważyła na progu między
przedpokojem a łazienką czarne, koronkowe stringi. – …a na podłodze leżą
stringi i to na pewno nie moje bo ja kurwa nie chodzę w
sznurkach!!!!!!!!!!!!
– …. – w słuchawce zaległa cisza, po czym
odezwał się mocny głos ojca Emmy. – Córciu przyjedź do nas. Uspokoisz
się i pomyślimy, co z tym fantem zr0bić.
Emma odetchnęła głęboko
– Tato dziękuję, ale nie musze to załatwić na świeżo i tak, żeby Briana
przy tym nie było. – po czym się rozłączyła.
<Ja ci pokażę
babiarzu jeden wstrętny!!!> wysyczała w przestrzeń i usiadła na
kanapie czekając na swojego niewiernego, jak się okazało męża.
wtorek, 26 maja 2009
niedziela, 17 maja 2009
Wyrok. Ale czy napewno?
– I…? – spytała Lena.
– Może najpierw pani usiądzie? – odparł wskazując na kozetkę.
Sytuacja była trochę dziwna bo od kiedy to lekarz z pacjentem siadają tak bliskio siebie. Przeważnie pacjent siada po jednej stronie biurka a jekarz po drugiej, ale nic. Lena przysiadła na krawędzi kozetki.
– Widzi pani wyniki są w normie i niby wszystko jest w porządku, a jednak nie jest. Musielibyśmy przeprowadzić dodatkowe badania…
Lena już nie słuchała. Słyszała to tyle razy, że starczy. Wbiła wzrok w niesamowicie wykrochamlony, biały jak kartka papieru ksero, albo kreda w szkole kołnierzyk doktorskiego kitla. Facet był dość młody, jak na oko nie miał więcej niż dwadzieścia osiem lat. Był tak opalony, że morzna go było pomylić z murzynem. Jakby to stwierdziła Camill „był całkiem do rzeczy.”, co oznaczało, że facet nadaje się na podryw. Ten był w typie Camill bez dwóch zdań. Opalony i umięśniony, co dało się widzieć przez obcisłą koszulkę koloru ecru z dziwacznym wzorkiem na piersi widoczną spod rozpietego fartucha. Lena przeczytała tabliczkę na klapie kieszonki <John Watters> coś jej to nazwisko mówiło, ale nie była pewna, co.
– Zgadza się pani?
Pytanie to wyrwało Lenę z zamyślenia tak gwałtownie, że aż podskoczyła.
– A mógłby pan powtórzyć?
– Nie słuchała mnie pani jak widzę. – powiedział z lekkim uśmiechem.
– Tak przyznaję nie słuchałam, bo słyszałam to juz milion razy i nic z tego nie wynika.
– To prawda. Jedno, co wiem to tylko to, że zostało pani nie więcej niż 10 lat zycia. Jeśli zgodzi się pani zostać moim laboratoryjnym przykładem, wtedy może uda się odsłonić rąbek tajemnicy, jaki w pani tkwi.
– Mam zostać króliczkiem doświadczalnym?
– Nie zupełnie. Chodzi o to, że może się pani przyczynić do odkrycia nowego medycznego stanu, zjawiska…
– A pan chce to wykorzystać w celach naukowych i zgarnąć kupę forsy za nowe medyczne odkrycie? – powiedziała sarkastycznie.
– Nie nazwał bym tego w ten sposób…
– Wybaczy pan, panie…Watters, ale nie skorzystam, bo nie mam na to czasu. Zaczęłam nową pracę i nie mam zamiaru z niej rezygnować, bo panu się zachciało odkryć coś nowego i stać się sławnym. Żegnam pana.
Lena podniosła się z kozetki, jednak za daleko nie p[oszła, gdyż doktorek złapał ją za nadgarstek. Jego uścisk był dość silny i nie mogła się z niego wyswobodzić.
– Może mnie pan puścić!!! Nie jestem pana własnością!!!
– Przepraszam. – powiedział i cofnął rękę. – Ja chcę tylko przedłużyć pani życie, a pani oskarża mnie o to, że chcę dzięki pani zrobić karierę.
– Jakoś w to nie wierzę. Ale dziękuję za jedną istotną informację. Chcę wykorzystać jak najlepiej te ostatnie 10 lat swojego życia, a nie gnić w jakiejś klinice i być królikiem doświadczalnym, bo pan tak chce. Do mam nadzieję nie zobaczenia. – powiedziała po czym wyszła zamykając za soba drzwi.
Watters oparł się plecami o ścianę i zamknął oczy. Chyba przesadził z nachalnością. Była silna, ale i tak jeszcze będzie jego. Jemu się nie odmawia. Wstał, podszedł do biurka i wykręcił numer…
– Może najpierw pani usiądzie? – odparł wskazując na kozetkę.
Sytuacja była trochę dziwna bo od kiedy to lekarz z pacjentem siadają tak bliskio siebie. Przeważnie pacjent siada po jednej stronie biurka a jekarz po drugiej, ale nic. Lena przysiadła na krawędzi kozetki.
– Widzi pani wyniki są w normie i niby wszystko jest w porządku, a jednak nie jest. Musielibyśmy przeprowadzić dodatkowe badania…
Lena już nie słuchała. Słyszała to tyle razy, że starczy. Wbiła wzrok w niesamowicie wykrochamlony, biały jak kartka papieru ksero, albo kreda w szkole kołnierzyk doktorskiego kitla. Facet był dość młody, jak na oko nie miał więcej niż dwadzieścia osiem lat. Był tak opalony, że morzna go było pomylić z murzynem. Jakby to stwierdziła Camill „był całkiem do rzeczy.”, co oznaczało, że facet nadaje się na podryw. Ten był w typie Camill bez dwóch zdań. Opalony i umięśniony, co dało się widzieć przez obcisłą koszulkę koloru ecru z dziwacznym wzorkiem na piersi widoczną spod rozpietego fartucha. Lena przeczytała tabliczkę na klapie kieszonki <John Watters> coś jej to nazwisko mówiło, ale nie była pewna, co.
– Zgadza się pani?
Pytanie to wyrwało Lenę z zamyślenia tak gwałtownie, że aż podskoczyła.
– A mógłby pan powtórzyć?
– Nie słuchała mnie pani jak widzę. – powiedział z lekkim uśmiechem.
– Tak przyznaję nie słuchałam, bo słyszałam to juz milion razy i nic z tego nie wynika.
– To prawda. Jedno, co wiem to tylko to, że zostało pani nie więcej niż 10 lat zycia. Jeśli zgodzi się pani zostać moim laboratoryjnym przykładem, wtedy może uda się odsłonić rąbek tajemnicy, jaki w pani tkwi.
– Mam zostać króliczkiem doświadczalnym?
– Nie zupełnie. Chodzi o to, że może się pani przyczynić do odkrycia nowego medycznego stanu, zjawiska…
– A pan chce to wykorzystać w celach naukowych i zgarnąć kupę forsy za nowe medyczne odkrycie? – powiedziała sarkastycznie.
– Nie nazwał bym tego w ten sposób…
– Wybaczy pan, panie…Watters, ale nie skorzystam, bo nie mam na to czasu. Zaczęłam nową pracę i nie mam zamiaru z niej rezygnować, bo panu się zachciało odkryć coś nowego i stać się sławnym. Żegnam pana.
Lena podniosła się z kozetki, jednak za daleko nie p[oszła, gdyż doktorek złapał ją za nadgarstek. Jego uścisk był dość silny i nie mogła się z niego wyswobodzić.
– Może mnie pan puścić!!! Nie jestem pana własnością!!!
– Przepraszam. – powiedział i cofnął rękę. – Ja chcę tylko przedłużyć pani życie, a pani oskarża mnie o to, że chcę dzięki pani zrobić karierę.
– Jakoś w to nie wierzę. Ale dziękuję za jedną istotną informację. Chcę wykorzystać jak najlepiej te ostatnie 10 lat swojego życia, a nie gnić w jakiejś klinice i być królikiem doświadczalnym, bo pan tak chce. Do mam nadzieję nie zobaczenia. – powiedziała po czym wyszła zamykając za soba drzwi.
Watters oparł się plecami o ścianę i zamknął oczy. Chyba przesadził z nachalnością. Była silna, ale i tak jeszcze będzie jego. Jemu się nie odmawia. Wstał, podszedł do biurka i wykręcił numer…
wtorek, 12 maja 2009
Oczekiwanie...
Wykafelkowana podłoga, szachownica,
biała kafelka, czarna kafelka, biała kaf… tak tylko, że życie jest
raczej szare, niezidentyfikowane, niewiadome. Biała, a raczej szara od
kurzu ściana bardziej przypomina nasze życie, w którym jest cała masa
niewiadomych. Dziesiątki drzwi, za którymi kryją się różne sale,
gabinety, laboratoria itp. Kilka porozstawianych tu i ówdzie krzeseł. Na
jednym z nich siedziała młoda dziewczyna o kasztanowych włosach i
smutnym spojrzeniu. Wpatrywała się w czubki swoich brązowych balerinek
gniotąc przy okazji kawałek kremowej sukienki na ramiączkach. Siedziała
sztywno jak woskowa figurka z nogami wyciągniętymi przed siebie. To nie
pierwszy raz czekała w zimnym holu szpitala. Od pół roku włóczyła się po
lekarzach i nikt nie był w stanie stwierdzić, co jej jest. Medycyna
okazała się w tym przypadku bezradna. Lekarze rozkładali ręce. Teraz
była tutaj w jednym z wielu renomowanych szpitali. Jak wiele razy w
swoim życiu zaczęła się zastanawiać nad tym jak do tej pory je przeżyła.
Imprezy, alkohol, sex i czekolada. Tak mogła w skrócie je określić.
Jedna rzecz tyko nie dawała jej spokoju. Kiedy rok temu by6ła nad morzem
i dostała pracę w lokalu nie wiedziała jeszcze, że będzie miała wyrzuty
sumienia, których nikt nie zaspokoi. Tam właśnie poznała Eve i jeszcze
wiele innych ludzi jednak ta zwariowana dziewczyna, która potrafiła,
hlać na plaży do białego rana i przyjść na osiemnaście godzin do pracy w
ogóle nie kładąc się spać zrobiła na niej niesamowite wrażenie. Teraz,
kiedy Lena analizowała swoje życie doszła do wniosku, że nie powiedziała
Eve o swoim typowo cielesnym romansie z Gregiem, który był jej
ówczesnym chłopakiem, tylko, dlatego, że bała się stracić taką
przyjaciółkę. Eve stała się dla Leny kimś w rodzaju mentorki, bo nikt
nie wiedział, dlaczego ale ta dziewczyna zawsze miała rację, jeśli
chodzi o innych i potrafiła innym doradzić niestety sama nie potrafiła
doradzić i wytłumaczyć sama sobie. Znała się na ludziach, ale sama
raczej rzadko słuchała tego wewnętrznego głosu. Lena miała świadomość
tego, że Eve kiedyś się dowie o zdradzie Grega, a może już wtedy
wiedział tylko nie chciała nic mówić? Może wykorzystałaby ten fakt w
najmniej spodziewanym momencie chcąc zniszczyć Lenę, ale z drugiej
strony było to jakby nie możliwe, gdyż nie była zawistnym człowiekiem,
mimo, że przeżyła w swoim życiu wiele. Zresztą gdyby miała to zrobić to
zrobiłaby to od razu, w końcu była bardzo bezpośrednia. Widać było, że
kochała Grega, tylko ciekawe było dla wszystkich, za co go kochała. Greg
był życiowym nieudacznikiem, alkoholikiem i facetem, który nie miał
podejścia do kobiet. Kręciły go tylko imprezy, włóczęgi i hlanie. Był
typem niegrzecznego chłopca. No, ale Eve była niegrzeczną dziewczynką.
Jednak, mimo, że byli parą to jednak nigdy ze sobą nie spali. Owszem
zajmowali jedno łóżko, ale bez miłości. Lena pamiętała też, że miała
przypadek. Facet nazywał się Sławek i był kolegą Grega, który przyjechał
sobie na wakacje nad morze i zaczął podbijać do Leny dość napastliwie,
widać było, że chce tylko szybki numerek i narazie. Wtedy Eve dała Lenie
pomysł na sprawdzenie chłopaka. Zaczęła się przymilać do Sławka,
najpierw za pomocą słów potem niby niechcący na niego wpadała podczas
spaceru po plaży, aż w końcu się do niego przykleiła jak rzep do psiego
ogona i nie chciała się odczepić, co jemu jakoś za bardzo nie
przeszkadzało, za to Greg był wściekły i mało nie rozwalił przystanku
PKS, a sama Lena była… hmmm… jakby to ująć… zazdrosna. Ale wtedy dotarło
do niej, że Eve chce udowodnić, iż facet nie jest nic wart i zmienia
panienki jak rękawiczki. Można powiedzieć, że przyjaciółka uratowała ją
przed bardzo niemiłym rozczarowaniem. Zresztą sama, Eve rozstała się z
Gregiem tuż po wakacjach, albo jak przypuszczało wielu na ostatnim
pożegnalnym grillu. W każdym bądź razie dziewczyny bardzo się do siebie
zbliżyły i stały się niemal jak papużki nierozłączki. Lena wiedziała, co
dzieje się u Eve, a Eve wiedziała, co dzieje się u Leny, mimo, że
mieszkały po dwóch stronach kraju odległych od siebie o setki
kilometrów.
Teraz, kiedy Lena siedziała w szpitalnej poczekalni było jej smutno, że przyjaciółki nie ma przy niej, że jest tak daleko. Postanowiła jednak nie dać za wygraną tak jak ją tego uczyła. W tym momencie drzwi gabinetu otworzyły się i wyszedł z nich lekarz. Młody, opalony, jakby dopiero wrócił z Karaibów, uśmiechnął się promiennie i powiedział:
– Zapraszam do gabinetu.
Lena wstała i weszła do pokoju, który okazał się całkowitym przeciwieństwem holu. Ściany były tutaj oliwkowe, biurko niebieskie, na parapecie stały kwiatki.
– Właśnie przyszły pani wyniki.
– I…?
Teraz, kiedy Lena siedziała w szpitalnej poczekalni było jej smutno, że przyjaciółki nie ma przy niej, że jest tak daleko. Postanowiła jednak nie dać za wygraną tak jak ją tego uczyła. W tym momencie drzwi gabinetu otworzyły się i wyszedł z nich lekarz. Młody, opalony, jakby dopiero wrócił z Karaibów, uśmiechnął się promiennie i powiedział:
– Zapraszam do gabinetu.
Lena wstała i weszła do pokoju, który okazał się całkowitym przeciwieństwem holu. Ściany były tutaj oliwkowe, biurko niebieskie, na parapecie stały kwiatki.
– Właśnie przyszły pani wyniki.
– I…?
piątek, 1 maja 2009
Miłość w Paryżu - odsłona druga
… Mat nie potrafił powstrzymać
pożądania, które nim targało. Tak długo czekał, że nie był w stanie
zapanować teraz nad swoim ciałem, tym bardziej, że kobieta, którą
ubóstwiał była tak blisko. Delikatnie przeciągnął językiem po jej szyi,
aż zadrżała pod jego ciepłem. Odsunął się na moment i przyjrzał. Jej
kruczoczarne, do połowy pleców włosy, były rozrzucone na poduszce
tworząc coś w rodzaju wachlarza. Miała lekko zmrużone powieki, pod
którymi kryły się niesamowicie zielone oczy. Bladość twarzy
kontrastowała z czerwienią pościeli tak jak z resztą całe ciało. Była
piękna. Smukła szyja, na której srebrny łańcuszek z drzewkiem szczęścia
odbijał mleczny poblask księżyca. Jej niemal idealne piersi, mieszczące
się w dłoniach niczym dwie pomarańcze, ramiona, łokcie, spracowane, ale
mimo wszystko zadbane dłonie. Płaski brzuszek, który w dotyku
przypominał mu aksamit. Zaczął muskać go wargami, przesuwając
jednocześnie dłońmi po jej gładkich udach w kierunku wysportowanych
łydek. <Bieganie, albo rower.> pomyślał. Po czym zmienił kierunek i
przeszedł od łydek aż do piersi, gdzie się zatrzymał na dłużej.
Rany… On chyba nie zdawał sobie sprawy, z tego jak bardzo podniecało ją, kiedy mężczyzna dotykał jej ciało pomijając tzw.: „najczulszy punkt”, zostawiając go sobie na deser. W tej chwili zamiast rozpalać partnera skupiała się bardziej na swoich odczuciach. Jednak jemu to chyba nie przeszkadzało. Kiedy ponownie zaczął pieścić jej piersi, pod przymkniętymi powiekami ukazały jej się sztuczne ognie, eksplodujące tysiącem tęczowych barw. Przemknęło jej przez głowę, jak zareaguje, kiedy dojdzie wreszcie do kulminacji, skoro już teraz wariowała. Oplotła jego wysportowane ciało ramionami i przycisnęła do siebie. Położył się na niej, jednak nie czuła ciężaru, a wręcz przeciwnie czuła w sobie niezwykłą lekkość anielskiego piórka. Zaczęła przesuwać opuszkami palców ledwo dotykając jego nagich pleców po wilgotnej jeszcze po kąpieli skórze, w górę i w dół, od kręgosłupa do żeber i z powrotem, zataczała zmysłowe kółka rysując ósemki. Po czym całkowicie wyłączyła swój umysł, a dłonie same powędrowały. Delikatnie musnęła nimi za uszkami, wzdłuż szyi i całego kręgosłupa, aż do krzyża kończąc położeniem całych dłoni na pośladkach i lekko je ścisnęła. Rany, ale on ma zgrabny tyłeczek. pomyślała. Wprawdzie zauważyła to już wcześniej, ale oglądanie w spodniach, czy na zdjęciach to nie to samo, co na żywo.;) Ścisnęła je ponownie, tym razem trochę mocniej, aż wyprężył się cały jak kot szykujący się do skoku na upatrzoną zdobycz. Spojrzał jej głęboko w oczy, gdyż twarz Eve znalazła się zaledwie minimetr od jego twarzy…
…Wtedy mnie pocałowała…Właściwie nie było by w tym nic dziwnego, gdyby nie fakt, że pocałunek był w…czoło. <Dlaczego nie w usta?> przemknęło mu przez głowę. <Czyżby pozostałości matczynych odruchów po niedoszłej ciąży?> Na samo wspomnienie tamtych chwil zakłuło go serce, dlatego odsunął od siebie te myśli. Skupił się na tym, aby bardziej jeszcze rozbudzić jej zmysły. Delikatnie, wierzchem dłoni przesuwał po wewnętrznej stronie jej ud. Spojrzał na jej twarz. Wyglądała niesamowicie z tymi rozchylonymi ustami, włosami w nieładzie i cerą bez grama pudru. Była taka naturalna i tą naturalnością przyciągała do siebie facetów, niestety nie tylko tych dobrych. Już na początku ich znajomości zauważył, że nie używała, żadnych podkładów, fluidów, czy pudrów. Jedno, o czym nigdy nie zapominała to tusz do rzęs, który teraz lekko rozmazany nadawał jej oczom bardziej wyrazisty wygląd. Ta naturalność przyciągnęła też jego i tak już pozostał. Zaczął poruszać biodrami, a ona przesunęła swoimi ciepłymi dłońmi po jego klatce piersiowej. Wsparł się na dłoniach i wszedł w nią, aż jęknęła z rozkoszy, wyginając się jednocześnie w łuk. Poruszał się coraz szybciej i szybciej. Słyszał jej przyspieszony oddech. W pe4wnym momencie przestał. Nie, dlatego, że zbliżała się erekcja, lecz po to, aby jeszcze bardziej ją rozpalić. Nie wychodząc pieścił jeszcze przez moment jej piersi, po czym wrócił do wcześniej przerwanej rzeczy…
…Teraz czuła się spełniona, szczęśliwa i bezpieczna w jego umięśnionych ramionach. Kiedy w nią wszedł jęknęła lekko, zamykając oczy i pozwalając ciepłu rozejść się po całym swoim ciele. Po raz pierwszy w życiu było jej tak dobrze, że chociaż tego nie chciała to z jej gardła wydobywały się ciche stęknięcia. Odleciała. Jak anioł nocy rozpościerający swe srebrne skrzydła.
Kiedy było już po wszystkim Mat położył się obok niej. Pocałowała go w usta ciepłymi wargami i przyciągnęła do siebie. Wtulił się w jej rozgrzane, miękkie ciało. Oboje czuli się szczęśliwi i spokojni. Zasnęli w swych objęciach dokładnie w momencie, kiedy pierwsze promienie słońca zaczęły przenikać z nad horyzontu budząc nowy dzień.
Rany… On chyba nie zdawał sobie sprawy, z tego jak bardzo podniecało ją, kiedy mężczyzna dotykał jej ciało pomijając tzw.: „najczulszy punkt”, zostawiając go sobie na deser. W tej chwili zamiast rozpalać partnera skupiała się bardziej na swoich odczuciach. Jednak jemu to chyba nie przeszkadzało. Kiedy ponownie zaczął pieścić jej piersi, pod przymkniętymi powiekami ukazały jej się sztuczne ognie, eksplodujące tysiącem tęczowych barw. Przemknęło jej przez głowę, jak zareaguje, kiedy dojdzie wreszcie do kulminacji, skoro już teraz wariowała. Oplotła jego wysportowane ciało ramionami i przycisnęła do siebie. Położył się na niej, jednak nie czuła ciężaru, a wręcz przeciwnie czuła w sobie niezwykłą lekkość anielskiego piórka. Zaczęła przesuwać opuszkami palców ledwo dotykając jego nagich pleców po wilgotnej jeszcze po kąpieli skórze, w górę i w dół, od kręgosłupa do żeber i z powrotem, zataczała zmysłowe kółka rysując ósemki. Po czym całkowicie wyłączyła swój umysł, a dłonie same powędrowały. Delikatnie musnęła nimi za uszkami, wzdłuż szyi i całego kręgosłupa, aż do krzyża kończąc położeniem całych dłoni na pośladkach i lekko je ścisnęła. Rany, ale on ma zgrabny tyłeczek. pomyślała. Wprawdzie zauważyła to już wcześniej, ale oglądanie w spodniach, czy na zdjęciach to nie to samo, co na żywo.;) Ścisnęła je ponownie, tym razem trochę mocniej, aż wyprężył się cały jak kot szykujący się do skoku na upatrzoną zdobycz. Spojrzał jej głęboko w oczy, gdyż twarz Eve znalazła się zaledwie minimetr od jego twarzy…
…Wtedy mnie pocałowała…Właściwie nie było by w tym nic dziwnego, gdyby nie fakt, że pocałunek był w…czoło. <Dlaczego nie w usta?> przemknęło mu przez głowę. <Czyżby pozostałości matczynych odruchów po niedoszłej ciąży?> Na samo wspomnienie tamtych chwil zakłuło go serce, dlatego odsunął od siebie te myśli. Skupił się na tym, aby bardziej jeszcze rozbudzić jej zmysły. Delikatnie, wierzchem dłoni przesuwał po wewnętrznej stronie jej ud. Spojrzał na jej twarz. Wyglądała niesamowicie z tymi rozchylonymi ustami, włosami w nieładzie i cerą bez grama pudru. Była taka naturalna i tą naturalnością przyciągała do siebie facetów, niestety nie tylko tych dobrych. Już na początku ich znajomości zauważył, że nie używała, żadnych podkładów, fluidów, czy pudrów. Jedno, o czym nigdy nie zapominała to tusz do rzęs, który teraz lekko rozmazany nadawał jej oczom bardziej wyrazisty wygląd. Ta naturalność przyciągnęła też jego i tak już pozostał. Zaczął poruszać biodrami, a ona przesunęła swoimi ciepłymi dłońmi po jego klatce piersiowej. Wsparł się na dłoniach i wszedł w nią, aż jęknęła z rozkoszy, wyginając się jednocześnie w łuk. Poruszał się coraz szybciej i szybciej. Słyszał jej przyspieszony oddech. W pe4wnym momencie przestał. Nie, dlatego, że zbliżała się erekcja, lecz po to, aby jeszcze bardziej ją rozpalić. Nie wychodząc pieścił jeszcze przez moment jej piersi, po czym wrócił do wcześniej przerwanej rzeczy…
…Teraz czuła się spełniona, szczęśliwa i bezpieczna w jego umięśnionych ramionach. Kiedy w nią wszedł jęknęła lekko, zamykając oczy i pozwalając ciepłu rozejść się po całym swoim ciele. Po raz pierwszy w życiu było jej tak dobrze, że chociaż tego nie chciała to z jej gardła wydobywały się ciche stęknięcia. Odleciała. Jak anioł nocy rozpościerający swe srebrne skrzydła.
Kiedy było już po wszystkim Mat położył się obok niej. Pocałowała go w usta ciepłymi wargami i przyciągnęła do siebie. Wtulił się w jej rozgrzane, miękkie ciało. Oboje czuli się szczęśliwi i spokojni. Zasnęli w swych objęciach dokładnie w momencie, kiedy pierwsze promienie słońca zaczęły przenikać z nad horyzontu budząc nowy dzień.
Subskrybuj:
Posty (Atom)