niedziela, 16 grudnia 2012

14. Nieznana

Na Manhattanie nadchodziły Święta Bożego Narodzenia i wszyscy wpadli w szał świątecznych zakupów.
Również Sam Morgan zastanawiał się nad prezentami dla bliskich. Ale co podarować kobiecie, która już wszystko ma. Po długich przemyśleniach i kłótniach samego z sobą doszedł do wniosku, że każda kobieta lubi błyskotki. Postanowił więc w drodze do szkoły odwiedzić jubilera. Ubrał się i opuścił apartament w S S. Morgan.

U jubilera:
- Dzień dobry. - powiedziała sprzedawczyni.
- Dzień dobry.
- Szuka pan czegoś konkretnego?
- Nie. Szukam czegoś na święta dla przyjaciółki.
- Proponuję kolię lub bransoletę. Mam tutaj taką śliczną. - powiedziała kobieta wyciągając rubinową bransoletę spod lady.
- Całkiem nie zła. - powiedział Sam przewracając ją w palcach.
- Nie zła? - spytała zaskoczona ekspedientka - Ona jest śliczna.
- Wie pani co? Proszę mi ją zapakować i... - patrząc na kolię z koralami, brylantami i rubinami - ...tą błyskotke też. Ale osobno.
Po chwili przed młodym chłopakiem leżały dwa ładnie zapakowane pudełeczka. Sam wziął do ręki to z bransoletką.
- To prezent dla pani. A tamto zabieram.
- Ojej dziękuję panu bardzo. - uśmiechnęła się dziewczyna, a jej oczy zalśniły niczym płomienie dwóch świeczek.
Po wyjściu od jubilera Sam Morgan skierował koła swojej limuzyny w stronę szkoły, gdzie o tej porze mógł znaleźć Susan Randon.

Tymczasem u Państwa van Sensei było gwarno jak na pchlim targu. Trwały przygotowania do oficjalnych zaręczyn Martina i Sabiny. Zakochani byli tak rozpromienieni, że nawet nie zauważyli obecności niechcianego gościa w postaci Susan Randon. Kiedy wszyscy przybyli i każdy miał już kieliszek szampana w dłoni wstał Martin van Sensei i powiedział:
- Chciałbym oficjalnie o coś zapytać - ukląkł na jedno kolano i patrząc Sabinie prosto w oczy dodał - Czy ty Sabino Woodsend wyjdziesz za mnie?
Zapadła niesamowita cisza i niczym wielki rumor dało sie słyszeć dźwięk odsuwanego krzesła.
- Jak mogłeś? - rozległ się krzyk Susan Randon.
- Su o co tobie chodzi?
- Miałeś być mój i tylko mój!!!!
- Byłem twój, ale się mną tylko bawiłaś, a teraz spotkałem miłość swojego życia i nie mam zamiaru zmieniać zdania dla twoich niesmacznych pobudek.
- To niemożliwe! - wrzasnęła Susan po czym wybiegła z domu van Senseiów.
Po wyjściu Susan Martin ponowił pytanie.
- Czy ty Sabino Woodsend wyjdziesz za takiego faceta jak ja?
- Tak, Martinie van Sensei. Wyjdę za ciebie.
Goście odetchnęli z ulgą. Posypały się gratulacje i życzenia. Wszyscy bawili się do białego rana.

Susan wybiegając z domu miała nadzieję, że Martin pobiegnie za nią, zacznie ją przepraszać i wszystko wróci do normy. Jednak biegła i biegła, a jego nie było. Kiedy dotarła do parku wpadła na kogoś, kto mocno przytulił ją do siebie i nie chciał wypuścić z objęć.

Jak będzie wyglądał ślub Sabiny i Martina? Kto pokochał Su tak bardzo, że nie potrafił patrzeć jak cierpi i postanowił ją pocieszyć? Co stanie się z Amelią i Markiem? Oraz co przyniesie Wigilia i czy zwierzęta naprawdę zaczną mówić ludzkim głosem? O tym już  niedługo. XOXO. Nieznana.

piątek, 30 listopada 2012

13. Nieznana

W Bostonie tak jak i w Nowym Jorku potrafią wydarzyć się różne rzeczy. Tak samo było i tym razem. Jak doniosła/doniósł mi Devil7, Amelii udało się znaleźć chłopców w jednym z barów ze stiptizem. Wpadła też na szalony pomysł.

- I jak ci sie podoba? - spytał Sam Morgan swego towarzysza.
- Wolę inne miejsca, ale to nie jest, aż takie najgorsze.
- Cieszy mnie to. - uśmiechnął się Sam odpalając skręta - Chcesz?
- Zwariowałeś?
- Nie udawaj, że jesteś taki grzeczniutki. Napewno masz coś za uszami, jak każdy z nas.
- Ja akurat nic nie mam za uszami.
- Jasne...
Nagle niemal wszystkie światła zgasły. Zostało tylko jedno padające na środek dębowej sceny, gdzie stała srebrzysta, świecąca rura. Zaczęła grać muzyka, a zza kurtyny wyszła jakaś dziewczyna ubrana w strój policjantki. Zaczęła zmysłowo tańczyć wokół rury i wyginać się w dziwny sposób. Po chwili ściągnęła skąpe spodenki, pod którymi ukazały się koronkowe, czarne majteczki. W sekundę zleciała się wokół niej cała chmara żadnych podniet facetów. Następnie zerwała z siebie bluzkę, pod którą krył się również czarny staniczek i rzuciła gdzieś w kąt, a obecni w barze mężczyźni, aż jęknęli z podniecenia. Dziewczyna zaczęła się okręcać w koło rury co sprawiało, że liczba napaleńców zwiększała się z każdą mijającą sekundą. Tłuszcza gwizdała i krzyczała. Sam Morgan mimo, iż był bardzo przyzwyczajony do tego typu widoków musiał przyznać, że dziewczyna miała w sobie coś niezwykłego. Coś co przyciągało jak magnes.
- Niesamowita jest ta mała. - powiedział Sam
- Ładna. - odparł Marek zerkając na nią przez palce dłoni, którą zakrywał sobie twarz.
- Ładna? Ona jest zajebista człowieku. Ma w sobie to coś.
- Może.
Marek przewrócił oczami. Dla Sama Morgana, każda kobieta miała to coś jeśli tylko nie była pokraczna, tłusta i niska. W pewnej chwili dziewczyna zeszła ze sceny i przy wtórze gwizdów napalonych facetów podeszła do stolika przy którym siedzieli chłopcy. W panującym w sali półmroku dziewczyna położyła się na stoliku i nawet otarła o nogę Sama. Jednak dopiero, gdy przez przypadek spadła jej z głowy policyjna czapka, ukazując burzę rudych włosów Marek, aż jęknął.
- Widzę, że wkręcasz się w klimat. - powiedział do niego młody Morgan.
- To, to, to... - Marek zachłysnął się własną myślą, patrząc za odchodzącą dziewczyną.
- Co cie tak zatkało?
- To Amelia. - wyksztusił chłopak dopiero, kiedy dziewczyna zniknęła za kurtyną, kończąc tym samym swój występ.
- Co ty powiedziałeś?
- To Amelia. - powtórzył Marek i zerwał się z miejsca.
- To nie możliwe... - odparł Sam za odchodzącym kolegą, który i tak go już nie usłyszał.
Marek pobiegł na tyły sceny, aby przekonać się, czy jego przypuszczenia były prawdziwe. Jedyne co udało mu się zarejestrować to kosmyk rudych włosów znikający za zamykającymi się drzwiami kantorka. Podbiegł w tę stronę i zanim dało się słyszeć szczęk zatrzaskiwanych drzwi, szarpnął za klamkę. Drzwi otworzyły sie na oścież, a on stanął oko w oko z miłością swojego życia.
- Czekałem na ciebie. - powiedział po chwili milczenia.
- Ja tez na ciebie czekałam. - odparła Amelia.
Po chwili jego usta musnęły jej ust. Jeszcze raz i jeszcze jeden, a za każdym kolejnym  razem pocałunek stawał się coraz głębszy i głębszy...

Tymczasem na Manhattanie.
Sabina nie przejmując się wcale faktem, że jako jedyna nie ma wieczorowej kreacji, przemierzała korytarze i oglądała dzieła wernisażu. Miała nadzieję, że osoba, która do niej dzwoniła ukaże wreszcie swe oblicze. I nie pomyliła się. Choć nie do końca. Kiedy dotarła do najdalszego zakątka galerii ktoś pociągnął ją do schowka na szczotki. Przynajmniej tak jej się zdawało.
- Ej! Co jest?
- Ciii...nic nie mów. - odparł głos z ciemności.
Chciała krzyknąć lecz poczuła wilgotne wargi właściciela głosu, które najwyraźniej od razu trafiły tam, gdzie trzeba i tym samym zamknęły jej możliwość krzyczenia. Sabina poczuła tak dobrze jej znany smak malinowej gumy do żucia. Sekundę później usłyszała dźwięki " Oh my love, my darling...", a wszystkie światła nagle rozbłysły. Jej oczom ukazała się piękna sala balowa. Cała w złocie i zieleni. W rogu stał stół nakryty do uroczystej kolacji. Spojrzała w bok, a widok Martina van Sensei sprawił, że nie wiedziała, czy ma śmiać się, czy płakać.
- Zrobiłem to dla ciebie. - powiedział
- Eeeee... - tylko tyle była w stanie z siebie w tej chwili wykrzesać.
- Narazie nic nie mów, bo mam dla ciebie jeszcze jedną niespodziankę. - to powiedziawszy uklęknął przed nią na jedno kolano, ubrany w czarny smoking i powiedział:
- Czy ty Sabino Woodsend wyjdziesz za mnie?
Sabina najpierw zbladła, a później ze łzami w oczach wpadła w jego silne ramiona.

Czy Sabina przyjmie oświadczyny Martina? Co zrobi Susan Randon, kiedy dowie się o oświadczynach Martina? O tym wszystkim już niedługo. Kochacie mnie. XOXO. Nieznana.

czwartek, 9 sierpnia 2012

12. Nieznana

Nieznany chłopiec pędził po ulicach Nowego Jorku najszybciej jak się dało, aby dotrzeć do swego anioła, którego tak długo ubóstwiał z oddali.

Marek wpadł do Hotelu jak „bomba” i nie zważając na krzyki portiera, który próbował go zatrzymać pobiegł do windy, wcisnął guzik i już jechał do apartamentu Amelii. Niemal fruwał ze szczęścia. Kiedy drzwi sie otworzyły „przepłynął” przez hol i stanął twarzą w twarz z Samem Morganem.
- Co ty tutaj robisz? – spytał go Sam.
- Przyszedłem po Amelię. – odparł Marek.
- Am nie ma. – powiedział przyszły potentat hotelowy.
- Miała na mnie czekać.
- Ale nie zaczekała. Ah te kobiety. – wtrącił patrząc Markowi w oczy.
- A gdzie poszła? Może zaraz przyjdzie?
- Raczej nie przyjdzie do chłopca z Brooklynu. – odpowiedział sarkastycznie.
- Mam nadzieję, że mówisz tak bo zżera cię zazdrość. – Marek zmrużył oczy.
- Zastanów się dobrze. Co możesz dać dziewczynie, która ma wszystko? – spytał nalewając sobie whisky.
- Nie pij tyle, bo się obudzisz na śmietnisku.
- Bardzo śmieszne. Mam dla ciebie propozycję. – powiedział kładąc rękę na ramieniu Marka.
- Ciekawe jaką. – zmarszczył brwi.
- Jadę do Bostonu na imprezę. Możesz zabrać się ze mną. Będą drinki, dopalacze i kobiety.
- Raczej nie skorzystam.
- Nie masz wyjścia. Inaczej zaskarżę cię o wtargnięcie do apartamentu Amelii bez jej wiedzy i powiem, że mnie zaatakowałeś. Więc jak będzie?
- I kto ci w to uwierzy?
- Nie zapominaj kim jestem. – powiedział Sam siadając w fotelu i patrząc na Marka spod byka.
- Dobra, dobra… Chyba nie mam wyjścia.
- Więc idziemy sie zabawić. – powiedział Sam z uśmiechem na twarzy.
Przeszli przez hol, zjechali winda na dół i wsiedli do limuzyny jadącej do Bostonu.
Tymczasem w apartamencie Amelii.
- Janne! – zawołała Amelia schodząc po schodach.
- Tak pani!
- Która godzina?
- Prawie dziewiąta.
- Nie wiesz, czy Marek Woodsend już przyszedł?
- Nie wiem, ale zaraz zadzwonię na portiernię i się dowiem.
- Dobrze Janne. – powiedziała Amelia siadając na fotelu na którym przed chwilą siedział Sam Morgan.
- Pani?
- Tak.
- Portier mówi, że panicz Woodsend wyszedł przed chwilą z hotelu.
- Jak to możliwe?
- Dodam, że nie sam.
- A z kim?
- Z Samem Morganem.
- Szlag!!! – krzyknęła Amalia i pobiegła do windy.
- Panienko!!!! – zawołała za nią Janne.
W tym samym czasie. Brooklyn. Dom Woodsend’ów.
Sabina leżała na łóżku i czytała książkę, kiedy nagle zadzwonił telefon.
- Słucham? – powiedziała do słuchawki.
- Chcesz wejść do naszej elity? – spytał głos w słuchawce.
- Ale kto mówi? – odpowiedziała pytaniem na pytanie Sabina siadając na łóżku.
- Jeśli tak, to przyjdź na wernisaż. Adres znasz.
- Ale…
- Piii… Piii… Piii…
- Niesamowite. – powiedziała sama do siebie patrząc z niedowierzaniem na telefon.
Zastanowiła się chwilę po czym wstała złapała kurtkę i wyszła z domu.

Co wydarzy się w Bostonie? Co zrobi Amelia? Kto dzwonił do Sabiny i jaki miał w tym cel? O tym już niedługo. XOXO. Nieznana.

poniedziałek, 23 stycznia 2012

11. Nieznana

Po raz kolejny Manhattan okazał się betonową puszczą niemal nie do przebycia. Ludzie stali w korkach i wielu kierowcom zaczynały puszczać nerwy. Dochodziła ósma wieczorem. Hotel S. S. Morgan opustoszał niemal do zera, gdyż większość jego mieszkańców już od pół godziny znajdowała się na wernisażu Przygotowanym przez Susan Randon.

Tymczasem po drugiej stronie miasta:
- Wybierasz się gdzieś? – spytała Sabina podnosząc głowę z nad maszyny do szycia.
- Co cię to interesuje? – odparł Marek szukając nerwowo po szafkach.
- Chodzi o Amelię Shot? – odpowiedziała pytaniem na pytanie.
Marek stanął w półkroku na dźwięk imienia dziewczyny,  za która szalał już od bardzo dawna.
- I tak nie zrozumiesz. Zresztą co ci do tego? – odfuknął.
- Wiesz braciszku, wieści szybko sie rozchodzą. – uśmiechnęła się szeroko.
- Jakie znowu wieści? – zdziwił się.
- Podobno byłeś w hotelu i z nią rozmawiałeś. – odparła lustrując jego ubranie.
- Owszem byłem tam, żeby oddać jej zgubiony telefon.
- Przebież się. – wtrąciła, a po chwili dodała – Niby tylko telefon, ale Nieznana uważa, że zostałeś sojusznikiem panny Shot.
- A co? Źle wyglądam? Nie obchodzi mnie co pisze Nieznana. Byłem tam, żeby oddać Amelii zgubiony telefon. To wszystko.
- Wyglądasz koszmarnie. Od kiedy stare dżinsy pasują do żarówiastego t-shirtu i marynarki w sraczkowatym kolorze? Wyglądalibyście jak Piękna i Bestia. Mówię poważnie. A swoją drogą. Skąd wiedziałeś, że to akurat jej telefon?
- Wiedziałem i już . A ty się nie interesuj. – stanął na środku pokoju – I w co ja mam się niby przebrać?
- Dobra nie wnikam w szczegóły. Wiem tylko tyle, że w tym stroju na koncert nie pójdziesz. – podeszła do szafy brata i otworzyła ją na oścież – Co my tutaj mamy? Załóż tą koszulkę, albo nie. Lepiej tą białą z długim rękawem, granatowe dżinsy, które dostałeś od ojca na urodziny. W końcu to koncert rockowy, a nie wybieg dla modeli. Do tego czarna skóra i adidasy.
- Dzięki siostra. Jesteś wielka. – powiedział całując ją w czoło.
- Fuj! – wytarła pocałunek wierzchem dłoni – Ubieraj się. Masz mało czasu, a chyba nie chcesz się spóźnić.
- Masz rację – odparł i pogonił do łazienki.
Po chwili chłopak opuścił pomieszczenie kąpielowe. Zabrał z biurka telefon, klucze i bilety na koncert, które zostawił mu tata.
- Na razie! – zawołał i już go nie było. Akurat w chwili, kiedy zegar wybijał ósmą.

Czy Marek zdąży do hotelu przed wyjściem Amelii? I jaka przygoda czeka Sabinę? O tym dowiecie sie już niedługo. XOXO. Nieznana.