środa, 12 maja 2010

Z pamietnika Leny

7 kwietnia
     I znowu piję Schardonay (wiem obiecałam sobie, że już nigdy, ale…). Urodziny Aleksis, dziewczyny sąsiada z naprzeciwka, który nie tak dawno się wprowadził do czegoś zobowiązują. Steve, bo tak ma imię sąsiad, jest Latynosem i przyjechał z Argentyny. Jedyne co potrafi powiedzieć po polsku to „Dzień dobry” i „Dziękuję”. Za to Aleksis, blondynka z nogami do nieba i zderzakami niczym Lollo Brigida, albo Pamela Anderson. Chodzą słuchy, że robiła sobie operację plastyczną. Nie wnikam. Babsztyl od początku mi się nie podobał. Niestety Steve bardzo mnie lubi, bo kilka razy pomogłam mu w trudnych sytuacjach. Aleksis przeważnie nie ma w domu. Czasami zastanawiam się co ona robi całymi dniami, bo na pewno nie siedzi w pracy. Raczej w pracy nie dają całych toreb ciuchów od Chanel i butów od Manolo. Nawet jako modelka nie dostawałaby takich rzeczy. Za to Steve widać, że pracuje, bo przyjeżdżają limuzynami do niego na okrągło jakieś szychy. Widziałam, że Aleksis nie była zbyt zadowolona jak zobaczyła mnie w progu (chyba) swojego domu. Widziałam po jej minie, ze wolałaby nie musieć mnie oglądać. Jednak zrobiłam to dla Steve’a, nie dla niej. A było to tak:
Trzy dni temu spotkałam Steve’a w sklepie spożywczym. Stał przy kasie i nie mógł się dogadać z kasjerką.
- Może pomóc? – spytałam po angielsku.
- Jakby… – spojrzał na mnie i chyba rozpoznał kim jestem – Jakbyś mogła?
- Mogę. – uśmiechnęłam się – O co chodzi? – spytałam kasjerkę.
- Ten pan płaci jakimiś dziwnymi pieniędzmi, których ja nie mogę przyjąć.
- Może mi je pani pokazać?
     Kasjerka pokazała mi jeden z banknotów. Nic dziwnego, że nie chciała ich przyjąć. To było nic innego jak argentyńskie réais, czyli inaczej reale. Zdążyłam jeszcze zauważyć, że kobieta trzyma w dłoni kilka złotych Centawo, będących odpowiednikiem naszych groszy i srebrnych reali – nasze 1, 2, 5 złotych.
- Ja zapłacę za tego pana. Ile tam wyszło?
- 1 252 złote i 49 groszy.
     O matko! Co on kupił, że wydał tyle kasy?  Podałam jednak kasjerce moją kartę bankomatową i zabrałam od niej argentyńską walutę. Nadszarpnie to znacznie mój budżet domowy, ale jak się powiedziało „a’, to trzeba powiedzieć „b”.
- Proszę wpisać pin i potwierdzić…
- …zielonym. – dokończyłam za nią – Wiem.
     Musiałam mieć przy tym fajną minę bo kasjerka nie powiedziała już ani słowa. Zapłaciliśmy i razem ze Steve’m objuczonym torbami niczym wielbłąd wyszłam ze sklepu.
- Może cię podwieźdź? – spytał po chwili – W końcu mieszkasz naprzeciwko mnie.
    Uśmiechnął się tak, że cała złość na samą siebie i myśli o tym jak teraz przeżyję do końca miesiąca uleciały niczym ptak.
- Ok.
- Widzę, że nie jesteś zbyt zachwycona faktem, że pomogłaś takiemu baranowi jak ja, który nawet nie umie mówić po polsku. – powiedział patrząc na mnie tymi swoimi  błękitnymi ślepkami, aż zrobiło mi się ciepło.
- No cóż, ten wydatek trochę nadszarpnął mój budżet, ale jakoś sobie dam radę. – powiedziałam.
- Gdzie ja mam głowę! – wykrzyknął – Wiesz, gdzie tu jest kantor? Albo nie. – wyciągnął z kieszeni portfel i wręczył mi plik banknotów w ogóle ich nie licząc.
 Byłam w szoku, ale w końcu należało mi się. Chociaż muszę przyznać, że głupio to wyglądało. Jednak przyjęłam banknoty.
- To wsiadaj księżniczko. – powiedział.
    Wsiadłam. Jego porsche cabrio mknęło po ulicach miasta tak szybko, że wiatr rozwiał mi misternie ułożone włosy, które zaczęły wyglądać jak miotła. Zahamował przed moim blokiem z piskiem opon.
- Dzięki. – powiedziałam wysiadając z auta na lekko wacianych nogach.
- Nie ma za co. – uśmiechnął się – A właśnie! Przyjdziesz do nas w sobotę, bo Aleksis ma urodziny?
- No nie wiem…
- Proszę… – powiedział z miną zbitego psa.
- No dobra.
- Super! – rozpromienił się i znowu z piskiem opon wykręcił na swój podjazd.
     Idąc po schodach do swojego mieszkania zastanawiałam się, czy to, aby dobry pomysł pchać się w paszczę lwa. Ale  nie miałam wyjścia, skoro już się zgodziłam…
    I tak oto stoję w czarnej, świecącej, bankietowej kiecce na tarasie tego wielkiego domu i popijając kolejny kieliszek Schardonay patrzę na gwiazdy, które powoli zaczynają wirować w mojej głowie. Delikatny wiatr rozwiewa moje rozpuszczone włosy… Nagle poczułam czyjś dotyk na ramieniu. Sadząc po zapachu perfum, który doleciał do moich nozdrzy, tym kimś był mężczyzna. Chciałam odwrócić głowę, ale była już zbyt ciężka od ilości wypitego alkoholu. Zamknęłam oczy. Jego wargi lekko musnęły moją szyję powodując spacer zastępu mrówek po moim kręgosłupie…