czwartek, 8 września 2011

10. Nieznana

Manhattanem wstrząsnęły dwie informacje. Pierwsza, to wyjście z więzienia Amelii Shot. Ktoś anonimowo wpłacił za nią kaucję. Zaś druga to dziwnie szczęśliwy Martin van Sensei, mimo zerwania z Susan. To ja. Nieznana. Przekazuję wam wszystkie najnowsze wiadomości ze świata młodej elity Nowego Yorku.

Amelia po wyjściu z więzienia skierowała swoje kroki w stronę parku. Musiała się przejść. Przemierzała dość szybkim krokiem wąskie alejki. Wtem zderzyła się z jakimś chłopakiem. Torebka wypadła jej z ręki i cała zawartość wyleciała na bruk.
- Przepraszam. To moja wina. – powiedział chłopak.
- Nic sie nie stało. – odparła.
Szybko pozbierała swoje rzeczy i skierowała w stronę hotelu S. S. Morgan. Chłopak zauważył, że w trawie coś leży. Schylił się i podniósł. To był telefon. Najnowszy model. Domyślił się czyja to może być zguba. Miłość jego życia, zostawiła swój telefon. Czyżby to było zrządzenie losu? A może tylko czysty przypadek.

Następnego dnia w portierni hotelu S. S. Morgan, gdzie mieszka Amelia:

- Skąd wiesz, że to należy do panny Shot? – Spytał czarnoskóry portier. – Nie mieszkasz w hotelu.
- Kiedy książę znalazł pantofelek kopciuszka, to nikt mu nie zarzucał fetyszyzmu.
- Jesteś księciem? Nie wyglądasz.
- Yyyy…
- Panno Shot. – zawołał nagle portier.
Marek odwrócił się w tym samym momencie co Amelia. Ich oczy się spotkały.
- Nie. – powiedział chłopak patrząc znowu na portiera.
Dziewczyna podeszła do kontuaru.
- Znasz go? – spytał mężczyzna.
- Nikt mnie nie zna. – odparł Marek.
- Przepraszam za wczoraj. – wypaliła Amelia do czarnowłosego chłopaka.
- Pamiętasz mnie? – spytał zaskoczony.
Uśmiechnęła się i skinęła głową.
_ Pamięta. – powiedział młody Woodsend nie mogąc w to uwierzyć.
- Twierdzi, że znalazł twoja komórkę. – powiedział portier nie zważając na słowa Marka.
- Znalazłeś? Dziękuję.
W tym momencie przez hol przeszła ciotka Amelii.
- Dzień dobry ciociu.
- Oh. Przyniosłam ci sukienkę na wernisaż
- Nie idę.
- Ale organizuje go twoja przyjaciółka Susan.
- Tak wiem. Ale umówiłam się z kimś zanim dostałam zaproszenie.
- Oooo… A kim jest ten szczęśliwiec? – spytała kobieta.
- Znajomy. – powiedziała Amelia wskazując kciukiem na Marka.
- Yyyy… Tak. Miło mi panią poznać – odparł zmieszany. – Marek Woodsend. – dodał.
- Co będziecie robić? – spytała kobieta ignorując fakt, że chłopak się przedstawił.
Amelia niepewnie spojrzała na Marka.
- Yyyy… Pójdziemy na koncert.
- Green Trees? – spytała kobieta widząc w dłoni chłopaka kolorowy plakat.
- Tak.
- Wow! Jestem fanką. – odparła Amelia mało przekonująco udając entuzjazm.
- Na tym wernisażu mogłabyś ogłosić swój powrót. – powiedziała ciotka dziewczyny.
- Chyba już wystarczająco dałam o sobie znać.
- W takim razie sukienkę zostawię dla siebie. – powiedziała i poszła.
- Dziękuję. – powiedziała Amelia, kiedy ciotka była wystarczająco daleko, aby nie mogła jej usłyszeć.
- Nie ma sprawy. – odparł Marek, popatrzył na plakat i spuściwszy głowę chciał odejść.
- O której po mnie przyjdziesz? – spytała Amelia patrząc jak odchodzi.
Młody Woodsend przystanął i zastanowił się przez chwilę. Po czym zapytał.
- Umówisz się z nieznajomym?
- Nie może być gorszy niż wszyscy znajomi razem wzięci. – odparła.
- To o ósmej?
- O ósmej. – potwierdziła i odwróciwszy się na pięcie skierowała swe kroki w stronę windy.
Marek chwilę jeszcze się zastanowił wpatrzony w trzymany w dłoni plakat. Po czym zasalutował portierowi i wyszedł z hotelu z wielkim uśmiechem przyklejonym do twarzy.

S. uważaj, bo A. ma nowego sojusznika. XOXO. Nieznana.