7 czerwca
Minęły dwa miesiące od pamiętnej imprezy u Steve’a i
Aleksis. Co ciekawe, nie udało mi się ustalić, kim był mężczyzna z
tarasu. Niestety ślad po nim zaginął. Kiedy dwa miesiące temu stałam na
tarasie willi sąsiadów to poczułam dotyk meski ust. Pieściły one moją
szyję i kark. Jednak nie trwało to długo, ponieważ na taras wtoczyła się
Aleksis, a nieznajomy tak samo szybko zniknął jak się pojawił. Kiedy
odwróciłam głowę, aby zobaczyć czemu zadzięczam popsucie tak miłego
wieczoru, jego już nie było, a ja stałam twarzą w twarz z „pokemonem”.
Jej blond włosy wygladały tragicznie w świetle bijącym z wnętrza domu.
- Czego tu przylazłaś? – spytała z wyraźnym wstrętem w głosie.
- A co? Boisz się, że zabiorę ci faceta? – odparłam śmiejąc się w duchu z jej „wspaniałej fryzury”.
- Jesteś wredna.
- W końcu znajomość z Eve do czegoś zobowiązje. Ha ha ha!!!
Nie wiedzieć dlaczego w takiej sytuacji przypomniała mi się nasza szalona Eve. Może datego, że miała ona bliskie zetknięcie z dziewczyną Tommy’ego w Calipso i padło to samo pytanie. Pamiętam, że wtedy zrobiło się gorąco po tym jak moja przyjaciółka odpowiedziała, że też ma prawo przychodzić do Calipso i nikt jej tego nie zabroni, nawet taka miotła jak Stella. Ale tutaj nie byłam w miejscu publicznym, tylko w domu tej pożal się Boże gospodyni.
Aleksis zrobiła się czerwona ja burak.
- Masz coś do mojego Steve’a? – bardziej wykrzyczała niż spytała.
- Ja nieeeeeeeee… Tylko całkiem niezły z niego towar. – powiedziałam czując jak alkohol szumi mi w głowie.
Z regóły nie byłam zbyt wojownicza. To raczej Emma i Eve wiodły w tym prym. Ale chyba doświadczenia życiowe wyostrzyły mój nieco stemperowany język.
- Ty wredna su…
- Co tu się dzieje???
Po tych słowach jak na komendę obie odwróciłyśmy się w kierunku, z którego padły. Na schodkach wiodących z domu na taras stał Steve. Miał taką minę, że zapragnęłam się do niego przytulić.
- Nic. – odparła Aleksis wściekła, że przerwał jej tą małą tyradę.
- Aleks, zostaw Lenę w spokoju. Ona jest moim gościem, więc może lepiej zajmij się swoimi koleżankami, które demolują barek? – powiedział to bardzo spokojnie i bez cienia pretensji w głosie.
- Co robią??? – spytała Aleksis z niemałym przerażeniem w oczach.
- Dewastują twój barek. – powtórzył powoli i wyraźnie.
„Pokemon” czym prędzej przemknął koło niego i popędził barkowi na pomoc.
- Witaj Leno. – powiedział jakby widział mnie po raz pierwszy tego wieczoru. – Przepraszam za Aleks. – dodał podchodząc do mnie.
- Nic się nie stało. Ona najwyraźniej jest…
Nie zdążyłam dokończyć, gdyż jego niesamowicie gorące usta zamknęły moje słowa w pocałunku. Próbowałam się cofnąć, jednak napotkałam przeszkodę w postaci balustrady. Nie miałam wyjścia i musiałam się poddać. Steve zdecydowanie miał na mnie hrapkę i napewno nie skończyłoby się tylko na pocałunkach. Na całe szczęście zadzwonił telefon.
- Muszę odebrać. – powiedziałam odwracając głowę w drugą stronę.
- Nie odbieraj. Proszę. – wyszeptał mi do ucha.
- Niestety muszę.
Cofnął się, więc, a ja wyciągnęłam telefon z kopertówki, która do tej pory leżała obok mnie na balustradzie.
- Tak słucham? – to była Amelia. Zakryłam dłonią słuchawkę – Przepraszam, to ważne. – powiedziałam do Steve’a i odeszłam na bok. – Co jest Am?
- Słuchaj jest taka sprawa…
Amelia rozgadała się o naszym babskim spotkaniu, które planowałyśmy na 17 kwietnia. I chwała jej za to, bo Steve’owi znudziło się czekanie i wszedł do domu. Ja zostałam na zewnątrz wypuszczając z ulgą powietrze. Co prawda podobał mi się, ale nie miałam ochoty iść z nim do łóżka, a właśnie na to się zanosiło. Schardonay owszem kopie w głowę, ale bez przesady. W rezultacie, jak się później dowiedziałam, to Aleksis póściła go tamtej nocy kantem. Trzy dni po imprezie wyprowadziła się z willi i słuch o niej zaginął. A co do samego Steve’a, to jakoś nie mieliśmy okazji na siebie wpaść. Zresztą jeśli nawet to mało mnie to będzie obchodziło. W mojej głowie istnieje tylko zapach i gorące usta „Pana Cień”.
- Czego tu przylazłaś? – spytała z wyraźnym wstrętem w głosie.
- A co? Boisz się, że zabiorę ci faceta? – odparłam śmiejąc się w duchu z jej „wspaniałej fryzury”.
- Jesteś wredna.
- W końcu znajomość z Eve do czegoś zobowiązje. Ha ha ha!!!
Nie wiedzieć dlaczego w takiej sytuacji przypomniała mi się nasza szalona Eve. Może datego, że miała ona bliskie zetknięcie z dziewczyną Tommy’ego w Calipso i padło to samo pytanie. Pamiętam, że wtedy zrobiło się gorąco po tym jak moja przyjaciółka odpowiedziała, że też ma prawo przychodzić do Calipso i nikt jej tego nie zabroni, nawet taka miotła jak Stella. Ale tutaj nie byłam w miejscu publicznym, tylko w domu tej pożal się Boże gospodyni.
Aleksis zrobiła się czerwona ja burak.
- Masz coś do mojego Steve’a? – bardziej wykrzyczała niż spytała.
- Ja nieeeeeeeee… Tylko całkiem niezły z niego towar. – powiedziałam czując jak alkohol szumi mi w głowie.
Z regóły nie byłam zbyt wojownicza. To raczej Emma i Eve wiodły w tym prym. Ale chyba doświadczenia życiowe wyostrzyły mój nieco stemperowany język.
- Ty wredna su…
- Co tu się dzieje???
Po tych słowach jak na komendę obie odwróciłyśmy się w kierunku, z którego padły. Na schodkach wiodących z domu na taras stał Steve. Miał taką minę, że zapragnęłam się do niego przytulić.
- Nic. – odparła Aleksis wściekła, że przerwał jej tą małą tyradę.
- Aleks, zostaw Lenę w spokoju. Ona jest moim gościem, więc może lepiej zajmij się swoimi koleżankami, które demolują barek? – powiedział to bardzo spokojnie i bez cienia pretensji w głosie.
- Co robią??? – spytała Aleksis z niemałym przerażeniem w oczach.
- Dewastują twój barek. – powtórzył powoli i wyraźnie.
„Pokemon” czym prędzej przemknął koło niego i popędził barkowi na pomoc.
- Witaj Leno. – powiedział jakby widział mnie po raz pierwszy tego wieczoru. – Przepraszam za Aleks. – dodał podchodząc do mnie.
- Nic się nie stało. Ona najwyraźniej jest…
Nie zdążyłam dokończyć, gdyż jego niesamowicie gorące usta zamknęły moje słowa w pocałunku. Próbowałam się cofnąć, jednak napotkałam przeszkodę w postaci balustrady. Nie miałam wyjścia i musiałam się poddać. Steve zdecydowanie miał na mnie hrapkę i napewno nie skończyłoby się tylko na pocałunkach. Na całe szczęście zadzwonił telefon.
- Muszę odebrać. – powiedziałam odwracając głowę w drugą stronę.
- Nie odbieraj. Proszę. – wyszeptał mi do ucha.
- Niestety muszę.
Cofnął się, więc, a ja wyciągnęłam telefon z kopertówki, która do tej pory leżała obok mnie na balustradzie.
- Tak słucham? – to była Amelia. Zakryłam dłonią słuchawkę – Przepraszam, to ważne. – powiedziałam do Steve’a i odeszłam na bok. – Co jest Am?
- Słuchaj jest taka sprawa…
Amelia rozgadała się o naszym babskim spotkaniu, które planowałyśmy na 17 kwietnia. I chwała jej za to, bo Steve’owi znudziło się czekanie i wszedł do domu. Ja zostałam na zewnątrz wypuszczając z ulgą powietrze. Co prawda podobał mi się, ale nie miałam ochoty iść z nim do łóżka, a właśnie na to się zanosiło. Schardonay owszem kopie w głowę, ale bez przesady. W rezultacie, jak się później dowiedziałam, to Aleksis póściła go tamtej nocy kantem. Trzy dni po imprezie wyprowadziła się z willi i słuch o niej zaginął. A co do samego Steve’a, to jakoś nie mieliśmy okazji na siebie wpaść. Zresztą jeśli nawet to mało mnie to będzie obchodziło. W mojej głowie istnieje tylko zapach i gorące usta „Pana Cień”.