niedziela, 19 lipca 2009

Po obu stronach lustra

 Lena otworzyła oczy i zaraz je zamknęła, aby otworzyć je ponownie. Ujrzała to samo. Bezgraniczną ciemność, w której nie była w stanie odróżnić, czego kolwiek. Nie widział nawet czubka własnego nosa. Czyżby straciła wzrok od uderzenia w tył głowy jakimś tępym narzędziem? Wpadła w panikę i próbowała się zerwać na równe nogi. To był błąd.
 - Auuuuuu…
Niemal zawyła z bólu jak ranione strzałem z broni dzikie zwierzę. Jej ręce były nie dość, że skrępowane jakimś sznurem (prawdopodobnie od bielizny) to jeszcze była przywiązana do czegoś, czego nie widziała. Nogi również miała związane. Poczuła się jak pies przywiązany na łańcuchu do budy. Tylko z tą różnicą, że pies mógł się poruszać na długość łańcucha i w obrębie swojego boksu. Ona nie mogła się ruszyć wcale, bo każdy ruch groził zacieśnieniem się więzów na rękach i nogach, a co za tym szło mniejszy przepływ krwi do dłoni i stóp. Leżała na nagiej, kamiennej podłodze. A powietrzu unosił się zapach stęchlizny pomieszany ze smrodem rozkładającego się mięsa. Ta mieszanka drażniła ją tak bardzo, że mało nie zwymiotowała.
 - Jest tutaj ktoś?
Odpowiedziała jej tylko cisza. Nic się nie poruszyło. Nic nie zaskrzypiało. Nawet nie była w stanie wyłonić z tej ciemności ani jednego szmeru poza swoim oddechem, słowami i ruchami. Cisza aż dzwoniła w uszach.
 - Jezu! Kto może być tak bezwzględny, żeby porywać ludzi i trzymać ich w takim miejscu?
Spytała samą siebie. Nie była jednak w stanie odpowiedzieć na to pytanie.
 - Czyżby doktorek?
Nie miała jednak więcej siły, aby się nad tym zastanawiać, bo powietrze było ciężkie i lepkie od smrodu, gorąca i wilgoci, a powieki same opadały. Zanim odpłynęła w sen usłyszała tylko przeraźliwy pisk, prawdopodobnie szczura.

                               ~~~
O godzinie 6 rano Camill stała już przed drzwiami domu Leny i zastukała w nie delikatnie. Po chwili drzwi się otworzyły.
 - Dzień dobry pani.
 - Witaj Camill. Dzisiaj wcześniej z imprezy?
 - Yyyyy… Jakiej imprezy?
 - No Lena mówiła, że przedwczoraj byłyście na imprezie i spała u ciebie, dlatego tak późno wróciła do domu.
 - Przykro mi, ale to nie prawda. Lena owszem była ze mną na dyskotece, ale pod koniec się ulotniła. Myślałam, że wróciła do domu.
 - Nie. A teraz, gdzie jest?
 - Właśnie przyszłam zapytać panią o to samo.
 - To nie umawiałyście się wczoraj na spotkanie?
 - Nie, to znaczy tak. Umawiałyśmy się na 17 w Calipso, ale Lena się nie zjawiła, mimo, że czekałam na nią prawie godzinę.
 - Nie możliwe. – jej oczy zrobiły się wielkie jak spodki od litrowych słoików. – Ona nigdy się nie spóźniała. Zresztą wyszła z domu zaraz po wyjściu tego doktora i na tyle wcześnie, że z powodzeniem zdążyłaby do Calipso na czas nawet idąc pieszo.
 -, Jakiego doktora?
 - Wczoraj zanim Lena wyszła był tutaj lekarz John Watters chyba się nazywa i o nią pytał, ale ona akurat brała kąpiel przed waszym spotkaniem, a później wyszła tylnymi drzwiami chyba, żeby się z nim nie spotkać.
 - Dziwne. Ale dziękuję pani bardzo. Do widzenia.
 - Też tak myślę, że dziwne. Do widzenia.
Camill zaraz po opuszczeniu domu Leny zadzwoniła do Emmy.
 - Tak słucham…
 - Emma tu Camill. Słuchaj matka Leny twierdzi, że wczoraj przed moim z nią spotkaniem był u nich ten lekarz ze szpitala…
 - U nich w domu?
 - Tak. Chciał rozmawiać z Leną, ale ona się kąpała i nie wyszła do drzwi.
 - Trochę dziwne.
 - Dziwniejsze jest jednak to, ze później nie wyszła frontowymi drzwiami tylko z tyłu domu od ogrodu. Przynajmniej tak twierdzi jej matka.
 - A to ciekawe. Czyżby ukrywała się przed doktorkiem.
 - To jeszcze nie koniec. Powiedziała wczoraj matce, że wróciła późno z imprezy, bo spała u mnie, co jest nie prawdą, bo nawet się nie spostrzegłam, kiedy się ulotniła z dyskoteki zostawiając mnie na pastwę tego barczystego ochroniarza.
 - Coś mi tu nie pasuje. A może ona po prostu uciekła od nas i jest sobie z jakimś przystojniakiem na Hawajach, popijają zimne drinki i smażą się na plaży?
 - Emma. Co jak, co ale nas by o tym poinformowała.
 - Jesteś pewna? Bo ja już zaczynam wątpić.
 - A ty masz coś?
 - Nie. Dzwoniłam do kilku jej koleżanek ze szkoły, ale żadna nie wie nic, co mogłoby nam pomóc.
 -, Czyli jedyna możliwość to doktorek?
 - Na to wygląda.

piątek, 17 lipca 2009

Poszukiwań ciąg dalszy

 Camill nawet nie zdążyła dobrze podnieść ręki, aby zastukać do drzwi przyjaciółki, kiedy te otworzyły się nagle z wielkim rozmachem na oścież. W nich stała rozczochrana Emma w powyciąganej koszulce z jakąś postacią z kreskówki i w spodniach, które kiedyś były modnymi dżinsami, a teraz wyglądały jakby miały z 200 lat i zostały wyciągnięte ze śmietnika. Jej twarz była szara. Jedno, co się w Emmie nie zmieniło to oczy. Zawsze żywe i prześwietlające każdego niczym rentgen.
 - Mamusiu!!! Ale ty wyglądasz! Widzę, że rozstanie z Richardem nie jest dla ciebie lekkie.
 - To prawda. Chociaż szczerze mówiąc nie chce mi się ładnie wyglądać, bo nie mam, dla kogo i po co. Poza tym mam urlop.
 - A jak wasze rozstanie przyjął Brian?
 - Nawet dość spokojnie, on dużo rozumie.
 - A Rich dzwoni do ciebie?
 - Tak. Kilka razy dziennie, ale nie odbieram
 - A z Braniem rozmawia?
 - Ta, o ile można to nazwać rozmową. Ostatnio słyszałam jak syn odebrał telefon i powiedział tylko „Jak mogłeś to zrobić mamie? Jak mogłeś mi to zrobić?” I na tym ich rozmowa się kończy. Doszłam do wniosku, że to jego decyzja jak i czy w ogóle rozmawia z ojcem.
 - W sumie masz rację. Tylko czy Rich nie odczyta tego jako buntowanie syna przeciwko niemu?
 - Wątpię. Poza tym Brian chyba widział ojca z tą lafiryndą.
 - Skąd wiesz?
 -, Bo jego zachowanie zmieniło się z rana na popołudnie.
 - To znaczy?
 - We wtorek rano pytał mnie czy ja i „tatuś” jeszcze będziemy razem, a popołudniu stwierdził, że nie chce widzieć ojca na oczy.
 -, Ale to jeszcze nie znaczy, że ich widział razem.
 - Niby nie. Ale to jego zachowanie zmieniło się tak szybko, że doszłam do wniosku, iż najprędzej widział ich razem.
 - W sumie to trochę dziwne. – Camill się zamysliła.
 - Dobra, dobra, ale nie po to tu przyjechałaś. O co chodzi z Leną?
 - No tak. Widzisz… Umówiłam się z Leną w restauracji Calipso na 17, a ona nie przyszła. A jej komórka odpowiada automatyczną sekretarką.
 - Faktycznie dziwna sprawa. I taka do niej nie podobna.
 - Właśnie wiem. Dlatego zastanawiam się czy coś się jej nie stało.
 - A dzwoniłaś do jej domu? Może wyłączyła telefon i smacznie sobie śpi?
 - Raczej wątpliwe, ale spróbuję jutro rano, bo nie mam teraz jej domowego numeru, więc musiałabym się do niej przejść.
 - Oki. To poszukiwania zaczynamy od jutra. Sprawdzisz jej dom i jeszcze raz w restauracji. Szkoda, że Eve jest w szpitalu i cały czas śpi. Ona by to rozwiązała raz dwa.
 - Skąd taka pewność?
 -, Bo widzisz… – Emma się zawahała. – Eve jest prywatnym detektywem.
 - Co???!!!  O_O I ja nic o tym nie wiem?
 - No cóz do tej pory wiedzieli tylko jej przełożeni, Arth i ja. Teraz i ty już wiesz.
 - A Mat wie?
 - Nie. Chyba nie.
 - Ale…
 - Dziób na kłódkę. Jasne?
 - Dobra, dobra. Tylko jak ona jest w stanie pogodzić oficjalną pracę, studia i korepetycje, no i jeszcze bycie PD.
 - Nie wiem. Widać ma jakieś swoje sposoby. Ale wracając do Leny to ty zajmij się jej rodzicami i restauracją. Ja zajmę się koleżankami ze szkoły i z pracy, bo podobno jakąś miała, chociaż nie chciała o tym mówić.
 - Podejrzewasz, że tak jak Eve była tajniaczką?
 - Nie raczej nie. Poza tym trzeba się wybrać do szpitala i pogadać z doktorkiem, z którym ostatnio rozmawiała, bo z tego, co wiem miała ustaloną wizytę.
 - Super. Od razu odwiedzimy Eve.
 - Tak.
 - To ja spadam się wyspać i jutro zaczynamy od rana.
 - To papa i do jutra.
 - Ciao!!! – powiedziała Camill na pożegnanie i wyszła z mieszkania Emmy zostawiając ją z tysiącem myśli w głowie.

środa, 8 lipca 2009

Ktokolwiek widział, ktokolwiek wie...

Camill była bardzo zdziwiona, kiedy spóźniona o 10 minut pojawiła się w restauracji Calipso. Leny nie było przy zarezerwowanym stoliku, ani nie widać było, żadnej jej rzeczy, która mogłaby sugerować, że wyszła do toalety. To było do niej nie podobne. Lena nigdy się nie spóźniała, a tym bardziej nie było możliwości, żeby nie przyszłą na spotkanie. Zawsze wolała być pół godziny wcześniej niż ktoś miałby na nią czekać. A teraz jak się okazało Camill siedziała sama przy zarezerwowanym stoliku. To zaniepokoiło Camill.
- Przepraszam pana. –spytała Camill przechodzącego obok kelnera
- Tak.
- Czy oprócz mnie był ktoś jeszcze przy tym stoliku? Tak wysoka brunetka?
- Wie Pani tutaj przewija się bardzo dużo ludzi i nie jestem w stanie zapamiętać wszystkich.
-Rozumiem. Ale czy przypomina sobie pan, żeby ktoś pytał o ten stolik w przeciągu ostatnich 30 minut?
- Przykro mi, ale nie jestem w stanie tego powiedzieć, ponieważ dokładnie… – spojrzał na zdezelowany zegarek, który miał na ręce – …dokładnie 18 minut temu zacząłem zmianę.
- No cóż szkoda. – powiedziała Camill z rezygnacją. – W takim razie poproszę bardzo mocną Espresso.
- Dobrze. – powiedział kelner zapisując zamówienie w notesie i odszedł.
<Może za bardzo panikuję.> pomyślała Camill. <Może nic się nie stało> Spojrzała na zegarek w telefonie komórkowym. Spóźnienie wynosiło już 30 minut. Właśnie!!! Komórka!!! Dlaczego wcześniej na to nie wpadła?! Może przecież zadzwonić do Leny. Wybrała numer przyjaciółki:
- Abonent ma wyłączony telefon lub jest poza zasięgiem. Prosimy zadzwonić później lub zostawić wiadomość po usłyszeniu sygnału. Biiiiiip…
- Lena? Tu Camill. Jestem w Calipso odezwij się. Proszę.
Po czym się rozłączyła przestraszona nie na żarty. Kelner przyniósł kawę.
 - Wszystko w porządku?
 - Tak!! Nie!! Sama już nie wiem.
 - Przykro mi. – powiedział kelner z zatroskaną miną. Jednak nie mógł dłużej zostać. Był w pracy, więc odszedł do innego stolika.
Camill wypiła kawę jednym duszkiem. Stres zawsze sprawiał, że nie czuła czy coś jest lodowate czy też wrzątkiem. Uregulowała rachunek i opuściła restaurację. Po drodze na przystanek postanowiła zadzwonić jeszcze do Emmy.
 - Tak? – powiedziała Emma jakby zaspanym głosem.
 - Nie przeszkadzam?
 - Nie, odkąd wyrzuciłam Richarda z mieszkania to nikt nawet do mnie nie zajży.
 - Słuchaj mamy gorszy problem…
 - Jaki?
 - Lena zniknęła.
 - Co??? O_O
 - Umówiłam się z nią na spotkanie jakieś 40 minut temu w Calipso, a ona nie przyszła.
 - Nie możliwe.
 -, Ale prawdziwe.
 - Bierz taksówkę i przyjeżdżaj do mnie. Ja płacę. Tylko szybko!!! – rzuciła Emma i rozłączyła się.

 - Tutaj firma taksówkarska „Lotos” w czym mogę pomóc?
 - Chciałam zamówić taksówkę pod restaurację Calipso. Jak najszybciej.
 - Już wysyłam.

piątek, 3 lipca 2009

Czy to jest miłość, czy to jest kochanie?

     Lenę obudziło jaskrawe światło słońca wpadające przez odsłonięte okno do pokoju. Powoli otworzyła oczy. W pierwszej chwili nie wiedziała, gdzie jest i co tutaj robi. Po jakimś czasie dotarły do niej strzępy wydarzeń z wczorajszego wieczoru i nocy. Obróciła się na łóżku i z przerażeniem stwierdziła, że nie jest w nim sama. Obok leżał młody, opalony mężczyzna. Wstała powoli i idąc do łazienki zerknęła na jego twarz. Przerażenie przybrało w tym momencie poziom niemal katastrofalny. Okazało się, bowiem, że owy mężczyzna to lekarz ze szpitala, w którym był jakiś miesiąc temu.
     – Matko jedyna. – wyszeptała. – Młody Watters…
     Lena długo nie myśląc weszła do łazienki zabierając po drodze swoje rzeczy, ubrała się najszybciej i najciszej jak tylko się dało i wyszła z hotelowego pokoju numer 112 cicho zamykając za sobą drzwi. Oparła się o ścianę ciężko dysząc. Kiedy już trochę się uspokoiła zeszła na dół i zadzwoniła po taksówkę, która zabrała ją do domu.
     – Gdzieś ty była? – spytała matka z wyrzutem w głosie.
     – Mamo proszę cię nie teraz. Jestem zmęczona.
     – No nic dziwnego, że jesteś zmęczona skoro…
Lena już nie słuchała, poczłapała do swojego pokoju i zamknęła drzwi na klucz. Rzuciła się na łóżko. Zastanawiała się czy między nią, a Wattersem coś się tej nocy wydarzyło? Ta myśl p[ochłonęła ją tak bardzo, że nawet nie wiedziała, kiedy przyszedł sen.
                                   ~~~

     Johna obudził szczęk zamka. Otworzył szeroko oczy i od razu przewrócił się na drugi bok. Pościel była jeszcze ciepła, pusta. Zastanawiał się nad tym jak ona zareagowała, kiedy wstała i zobaczyła go obok siebie. Jej zdziwienie musiało być ogromne, ale jednak zachowała zdrowy rozsądek. Nie wiedziała tylko jednego, że chociaż spali w jednym łóżku i nago to mimo wszystko do niczego miedzy nimi nie doszło. John nie wykorzystał jej, bo nie taki był plan. Miał ją tylko przekonać, że ze sobą spali, aby łatwiej poddała się manipulacji i zgodziła na bycie doświadczalnym króliczkiem w eksperymencie, który mógłby mu przynieść sławę i pieniądze. Jednak był mały problem, bo Watters na swoje nieszczęście zakochał się w tej dziewczynie po same uszy i nie był pewien czy da radę patrzeć na to jak doktor Sheller męczy ukochaną przez niego osobę. Owszem jako facet był silny fizycznie, ale psychicznie wymiękał. Tym razem też by wymiękał, bo Lena była jedyną kobietą w jego życiu, w której się naprawdę zakochał. Do tej pory to praca była jego wielką miłością, która niestety nie oddawała mu tego uczucia.
     – Poświęcić ją dla dobra nauki, czy uciec jak najdalej od tego wszystkiego i poślubić na jakiejś bezludnej wyspie? – pytał sam siebie.
     Powoli zwlókł się z łóżka, wziął gorący prysznic, ubrał i zszedł do recepcji, gdzie zapłacił rachunek, po czym opuścił hotel kierując się w stronę szpitala.

                               ~~~
     Po raz drugi tego dnia Lenę obudził dźwięk telefonu komórkowego. To dzwoniła Camill.
     – Wstawaj śpiochu, bo prześpisz całe życie!!! – szczebiotała do słuchawki.
     -, Camill, ale ja….
     – Żadnych wykrętów. Za 15 minut jestem u ciebie.
     – Ale…
     – Bip, bip, bip,…
Rany, odkąd Camill pozbierała się po tym ostatnim dupku, który zrobił ją na szaro, stałą się nie do wytrzymania. Tylko chodziła na imprezy i po sklepach wydając pieniądze zarobione w szpitalu albo z kieszonkowego. A że nie lubiła chodzić sama, więc ciągnęła ze sobą tą dziewczynę, która akurat była wolna i miała czas. Czyli głównie Lenę. A ostatnio tylko Lenę, bo Eve była w szpitalu po bliskim spotkaniu z samochodem, a Emma wypowiedziała mężowi wojnę w postaci pozwu rozwodowego i teraz jak nie siedziała w redakcji to w sądzie, albo na rozmowach z adwokatami. No cóż trudno i darmo, chciał nie chciał musiał. Ociągając się niemiłosiernie Lena zwlokła się z łóżka i poszła szykować na spotkanie z przyjaciółką. Nie minęło jednak nawet 5 sekund, kiedy usłyszała dzwonek do drzwi i donośny głos matki.
     – Tak jest. Kąpie się.
     – … – nie słyszała, co ten ktoś odpowiedział, bo mówił bardzo cicho.
     – Proszę niech pan wejdzie panie doktorze.
    <<Jezus, Maria!!!!>> Lenę ogarnęła panika. Nie wiedział czy ma wyjść czy może lepiej zamknąć się w łazience na klucz i wyjść przez okno na tyły domu, przeskoczyć przez płot i czym prędzej biec na postój taksówek, aby jak najdalej od tego faceta.
     - …
     - No cóż szkoda, że pan nie zostanie i nie poczeka. – usłyszał głos matki. – Ale jak to mówią służba nie drużba a pracować trzeba.
     – …
     – Do widzenia panie doktorze!
     Lena odetchnęła z ulgą, kiedy usłyszała trzask zamykanych drzwi od mieszkania. Mimowolnie zsunęła się po wykafelkowanej ścianie na podłogę, gdzie siedziała dobrych 10 minut, po czym szybko się umyła, ubrała i wyszła na spotkanie z Camill tylnym wyjściem.