Lena otworzyła oczy i zaraz je zamknęła,
aby otworzyć je ponownie. Ujrzała to samo. Bezgraniczną ciemność, w
której nie była w stanie odróżnić, czego kolwiek. Nie widział nawet
czubka własnego nosa. Czyżby straciła wzrok od uderzenia w tył głowy
jakimś tępym narzędziem? Wpadła w panikę i próbowała się zerwać na równe
nogi. To był błąd.
- Auuuuuu…
Niemal zawyła z bólu jak ranione
strzałem z broni dzikie zwierzę. Jej ręce były nie dość, że skrępowane
jakimś sznurem (prawdopodobnie od bielizny) to jeszcze była przywiązana
do czegoś, czego nie widziała. Nogi również miała związane. Poczuła się
jak pies przywiązany na łańcuchu do budy. Tylko z tą różnicą, że pies
mógł się poruszać na długość łańcucha i w obrębie swojego boksu. Ona nie
mogła się ruszyć wcale, bo każdy ruch groził zacieśnieniem się więzów
na rękach i nogach, a co za tym szło mniejszy przepływ krwi do dłoni i
stóp. Leżała na nagiej, kamiennej podłodze. A powietrzu unosił się
zapach stęchlizny pomieszany ze smrodem rozkładającego się mięsa. Ta
mieszanka drażniła ją tak bardzo, że mało nie zwymiotowała.
- Jest tutaj ktoś?
Odpowiedziała
jej tylko cisza. Nic się nie poruszyło. Nic nie zaskrzypiało. Nawet nie
była w stanie wyłonić z tej ciemności ani jednego szmeru poza swoim
oddechem, słowami i ruchami. Cisza aż dzwoniła w uszach.
- Jezu! Kto może być tak bezwzględny, żeby porywać ludzi i trzymać ich w takim miejscu?
Spytała samą siebie. Nie była jednak w stanie odpowiedzieć na to pytanie.
- Czyżby doktorek?
Nie
miała jednak więcej siły, aby się nad tym zastanawiać, bo powietrze
było ciężkie i lepkie od smrodu, gorąca i wilgoci, a powieki same
opadały. Zanim odpłynęła w sen usłyszała tylko przeraźliwy pisk,
prawdopodobnie szczura.
~~~
O godzinie 6 rano Camill stała już przed drzwiami domu Leny i zastukała w nie delikatnie. Po chwili drzwi się otworzyły.
- Dzień dobry pani.
- Witaj Camill. Dzisiaj wcześniej z imprezy?
- Yyyyy… Jakiej imprezy?
- No Lena mówiła, że przedwczoraj byłyście na imprezie i spała u ciebie, dlatego tak późno wróciła do domu.
-
Przykro mi, ale to nie prawda. Lena owszem była ze mną na dyskotece,
ale pod koniec się ulotniła. Myślałam, że wróciła do domu.
- Nie. A teraz, gdzie jest?
- Właśnie przyszłam zapytać panią o to samo.
- To nie umawiałyście się wczoraj na spotkanie?
- Nie, to znaczy tak. Umawiałyśmy się na 17 w Calipso, ale Lena się nie zjawiła, mimo, że czekałam na nią prawie godzinę.
-
Nie możliwe. – jej oczy zrobiły się wielkie jak spodki od litrowych
słoików. – Ona nigdy się nie spóźniała. Zresztą wyszła z domu zaraz po
wyjściu tego doktora i na tyle wcześnie, że z powodzeniem zdążyłaby do
Calipso na czas nawet idąc pieszo.
-, Jakiego doktora?
-
Wczoraj zanim Lena wyszła był tutaj lekarz John Watters chyba się nazywa
i o nią pytał, ale ona akurat brała kąpiel przed waszym spotkaniem, a
później wyszła tylnymi drzwiami chyba, żeby się z nim nie spotkać.
- Dziwne. Ale dziękuję pani bardzo. Do widzenia.
- Też tak myślę, że dziwne. Do widzenia.
Camill zaraz po opuszczeniu domu Leny zadzwoniła do Emmy.
- Tak słucham…
- Emma tu Camill. Słuchaj matka Leny twierdzi, że wczoraj przed moim z nią spotkaniem był u nich ten lekarz ze szpitala…
- U nich w domu?
- Tak. Chciał rozmawiać z Leną, ale ona się kąpała i nie wyszła do drzwi.
- Trochę dziwne.
-
Dziwniejsze jest jednak to, ze później nie wyszła frontowymi drzwiami
tylko z tyłu domu od ogrodu. Przynajmniej tak twierdzi jej matka.
- A to ciekawe. Czyżby ukrywała się przed doktorkiem.
-
To jeszcze nie koniec. Powiedziała wczoraj matce, że wróciła późno z
imprezy, bo spała u mnie, co jest nie prawdą, bo nawet się nie
spostrzegłam, kiedy się ulotniła z dyskoteki zostawiając mnie na pastwę
tego barczystego ochroniarza.
- Coś mi tu nie pasuje. A może ona po
prostu uciekła od nas i jest sobie z jakimś przystojniakiem na Hawajach,
popijają zimne drinki i smażą się na plaży?
- Emma. Co jak, co ale nas by o tym poinformowała.
- Jesteś pewna? Bo ja już zaczynam wątpić.
- A ty masz coś?
- Nie. Dzwoniłam do kilku jej koleżanek ze szkoły, ale żadna nie wie nic, co mogłoby nam pomóc.
-, Czyli jedyna możliwość to doktorek?
- Na to wygląda.
Lenę obudziło jaskrawe światło słońca
wpadające przez odsłonięte okno do pokoju. Powoli otworzyła oczy. W
pierwszej chwili nie wiedziała, gdzie jest i co tutaj robi. Po jakimś
czasie dotarły do niej strzępy wydarzeń z wczorajszego wieczoru i nocy.
Obróciła się na łóżku i z przerażeniem stwierdziła, że nie jest w nim
sama. Obok leżał młody, opalony mężczyzna. Wstała powoli i idąc do
łazienki zerknęła na jego twarz. Przerażenie przybrało w tym momencie
poziom niemal katastrofalny. Okazało się, bowiem, że owy mężczyzna to
lekarz ze szpitala, w którym był jakiś miesiąc temu.
– Matko jedyna. – wyszeptała. – Młody Watters…
Lena długo nie myśląc weszła do łazienki zabierając po drodze swoje
rzeczy, ubrała się najszybciej i najciszej jak tylko się dało i wyszła z
hotelowego pokoju numer 112 cicho zamykając za sobą drzwi. Oparła się o
ścianę ciężko dysząc. Kiedy już trochę się uspokoiła zeszła na dół i
zadzwoniła po taksówkę, która zabrała ją do domu.
– Gdzieś ty była? – spytała matka z wyrzutem w głosie.
– Mamo proszę cię nie teraz. Jestem zmęczona.
– No nic dziwnego, że jesteś zmęczona skoro…
Lena
już nie słuchała, poczłapała do swojego pokoju i zamknęła drzwi na
klucz. Rzuciła się na łóżko. Zastanawiała się czy między nią, a
Wattersem coś się tej nocy wydarzyło? Ta myśl p[ochłonęła ją tak bardzo,
że nawet nie wiedziała, kiedy przyszedł sen.
~~~
Johna obudził szczęk zamka. Otworzył
szeroko oczy i od razu przewrócił się na drugi bok. Pościel była jeszcze
ciepła, pusta. Zastanawiał się nad tym jak ona zareagowała, kiedy
wstała i zobaczyła go obok siebie. Jej zdziwienie musiało być ogromne,
ale jednak zachowała zdrowy rozsądek. Nie wiedziała tylko jednego, że
chociaż spali w jednym łóżku i nago to mimo wszystko do niczego miedzy
nimi nie doszło. John nie wykorzystał jej, bo nie taki był plan. Miał ją
tylko przekonać, że ze sobą spali, aby łatwiej poddała się manipulacji i
zgodziła na bycie doświadczalnym króliczkiem w eksperymencie, który
mógłby mu przynieść sławę i pieniądze. Jednak był mały problem, bo
Watters na swoje nieszczęście zakochał się w tej dziewczynie po same
uszy i nie był pewien czy da radę patrzeć na to jak doktor Sheller męczy
ukochaną przez niego osobę. Owszem jako facet był silny fizycznie, ale
psychicznie wymiękał. Tym razem też by wymiękał, bo Lena była jedyną
kobietą w jego życiu, w której się naprawdę zakochał. Do tej pory to
praca była jego wielką miłością, która niestety nie oddawała mu tego
uczucia.
– Poświęcić ją dla dobra nauki, czy uciec jak najdalej
od tego wszystkiego i poślubić na jakiejś bezludnej wyspie? – pytał sam
siebie.
Powoli zwlókł się z łóżka, wziął gorący prysznic, ubrał i
zszedł do recepcji, gdzie zapłacił rachunek, po czym opuścił hotel
kierując się w stronę szpitala.
~~~
Po raz drugi tego dnia Lenę obudził dźwięk telefonu komórkowego. To dzwoniła Camill.
– Wstawaj śpiochu, bo prześpisz całe życie!!! – szczebiotała do słuchawki.
-, Camill, ale ja….
– Żadnych wykrętów. Za 15 minut jestem u ciebie.
– Ale…
– Bip, bip, bip,…
Rany,
odkąd Camill pozbierała się po tym ostatnim dupku, który zrobił ją na
szaro, stałą się nie do wytrzymania. Tylko chodziła na imprezy i po
sklepach wydając pieniądze zarobione w szpitalu albo z kieszonkowego. A
że nie lubiła chodzić sama, więc ciągnęła ze sobą tą dziewczynę, która
akurat była wolna i miała czas. Czyli głównie Lenę. A ostatnio tylko
Lenę, bo Eve była w szpitalu po bliskim spotkaniu z samochodem, a Emma
wypowiedziała mężowi wojnę w postaci pozwu rozwodowego i teraz jak nie
siedziała w redakcji to w sądzie, albo na rozmowach z adwokatami. No cóż
trudno i darmo, chciał nie chciał musiał. Ociągając się niemiłosiernie
Lena zwlokła się z łóżka i poszła szykować na spotkanie z przyjaciółką.
Nie minęło jednak nawet 5 sekund, kiedy usłyszała dzwonek do drzwi i
donośny głos matki.
– Tak jest. Kąpie się.
– … – nie słyszała, co ten ktoś odpowiedział, bo mówił bardzo cicho.
– Proszę niech pan wejdzie panie doktorze.
<<Jezus, Maria!!!!>> Lenę ogarnęła panika. Nie wiedział czy
ma wyjść czy może lepiej zamknąć się w łazience na klucz i wyjść przez
okno na tyły domu, przeskoczyć przez płot i czym prędzej biec na postój
taksówek, aby jak najdalej od tego faceta.
- …
- No cóż
szkoda, że pan nie zostanie i nie poczeka. – usłyszał głos matki. – Ale
jak to mówią służba nie drużba a pracować trzeba.
– …
– Do widzenia panie doktorze!
Lena odetchnęła z ulgą, kiedy usłyszała trzask zamykanych drzwi od
mieszkania. Mimowolnie zsunęła się po wykafelkowanej ścianie na podłogę,
gdzie siedziała dobrych 10 minut, po czym szybko się umyła, ubrała i
wyszła na spotkanie z Camill tylnym wyjściem.