poniedziałek, 28 grudnia 2009

Rozwiązanie zagadki - ale to jeszcze nie koniec historii

            – Panie komisarzu w naszym mieście jest 20 opuszczonych magazynów i hal oraz 40 na peryferiach. – powiedziała Meg do słuchawki.
            – Spróbuj zlokalizować te najbliżej domu Collinsa i w okolica Akademii.
            – Najbliżej domu są dwa magazyny, jeden na 45 pozostawiony przez przetwórnię ryb i nieużywany od jakichś siedmiu lat, a drugi na skrzyżowaniu 40 z Sandersa po firmie opakowań, pusty, od jakich czterech miesięcy.
            – Te przy Akademii?
            – Tam jest jeden na 14, po prawej stronie, nieczynny od lat trzech.
            – Dobra. Sprawdź jeszcze, kiedy zginęli Sandra Boldwin i Greg Thomson…
            – … Dokładnie 5 lat temu.
            – Czyli najprawdopodobniej Collins robi nielegalne eksperymenty na 45. Wyślij tam ekipę techniczną i chłopaków z antyterrorystycznej.
            – Tak jest! – wykrzyknęła Meg do słuchawki, że Fatu aż musiał ściągnąć z ucha słuchawkę bezprzewodową, po czym natychmiast się rozłączyła.
            – Rany… Co za kobieta… – powiedział Fatu do siebie, jednak zapomniał, że w najnowszym samochodzie policyjnym, którym właśnie kierował, na miejscu pasażera siedzi Andy.
            – Jaka kobieta? – spytał od niechcenia.
            – Żadna.
            – Komisarzu niech pan nie udaje. – odpowiedział chłopak patrząc na Jeremiego tymi swoimi niebieskimi oczami chcąc prześwietlić go na wskroś.
            – Meg jest moją sekretarką i nic więcej.
            – Jasne, jasne, a ja i tak wiem swoje. – uśmiechnął się pod nosem Andy.
            – Nic nie wiesz synku, bo jeszcze za młody jesteś i nieopierzony. – odparł Fatu ostrym tonem.
            – Phi! To, że mam mniej lat od pana to nie znaczy, że nie umiem patrzeć.
            – Taaak? A co niby zobaczyłeś?
            – To, że Meg patrzy na pana jak na jakiś święty obrazek. Ona pana kocha.
            – Wybacz mój drogi, ale między mną a Meg jest spora różnica wieku, więc raczej nie możliwym jest abyśmy mogli być razem. Poza tym ja po rozwiązaniu tej sprawy odchodzę na emeryturę.
            – No i co z tego. Znam wielu ludzi, których dzieli przepaść wieku a jednak są ze sobą i są szczęśliwi…
            – Dobra, przymknij się i nie gadaj więcej takich bzdur! Meg jest moją podwładną ja jej szefem. Koniec kropka! – powiedział Jerry głosem nie znoszącym sprzeciwu.
            – Ok, ok, nie wtrącam się.
            – To dobrze, bo masz bojowe zadanie.
            – …
            – Dojeżdżamy do 45, na tamtym rogu się zatrzymam, ty tam wysiądziesz i przejdziesz się na prawo, jak zobaczysz różowy budynek to tam wejdziesz, pójdziesz na trzecie piętro i sprawdzisz czy chłopaki już tam są.
            – Ok.
            – A i od razu krzycz, że ty z policji, żeby ci czegoś nie odstrzelili… – powiedział Fatu uśmiechając się chytrze. – A potem zadzwoń do mnie czy wszystko gotowe.
            – Tak jest!
            – No to spadaj. – powiedział Fatu i zatrzymał samochód.

15 minut później:
            – Tak Andy?
            – Zgodnie z wytycznymi dotarłem na miejsce i wszystko gotowe.
            – Dobrze. Wchodzimy za 10 minut. Przechodzę na krótką, więc będę informował na bieżąco.
            – Tak jest!
            – Bez odbioru.
            Fatu założył kamizelkę kuloodporną, a na nią mundur. Do kabury przy kostce wsadził małego kolta, który dostał od ojca na 18 urodziny. Zaś do kabury przy pasku wsadził broń służbową. Potem wsadził do ucha słuchawkę a mikrofon przypiął do kołnierza munduru.
            – Gotowi? – spytał
            – Tak panie komisarzu, wszystko gotowe.
            – To zaczynamy.
            Ktoś, kto patrzyłby na tą akcję z zewnątrz widziałby kilku ludzi przemykających najpierw z prawej, a później z lewej strony budynku, którzy ustawiają się na wyznaczonych wcześniej pozycjach. Później widać było tylko jednego starszego mężczyznę, który wszedł od frontu ubezpieczany przez dwóch ludzi.
            Fatu szedł ostrożnie, gdyż magazyn ewidentnie został przerobiony na laboratorium, które posiadało cały niezbędny sprzęt do badań.
            – Narazie czysto. – powiedział cicho do słuchawki.
            – Zrozumiałem.
Przesuwali się powoli mijając różne drzwi i szyby. Szli tak cicho, że można było usłyszeć lecącą w zgęstniałym powietrzu muchę. Kiedy doszli do końca korytarza Fatu machnął ręką pokazując dwóm towarzyszący mu chłopakom, żeby jeden stanął po prawej, a drugi po lewej stronie wielkich metalowych drzwi. Co obaj bezzwłocznie wykonali. Sam nacisnął klamkę i powoli wszedł do środka. Zobaczył kolejny korytarz tym razem o wiele mniejszy, którego jedna ściana była cała ze szkła, jakby to było jedno wielkie okno. Popatrzył na prawo i przez tą szybę zobaczył dziewczynę leżącą na łóżku i przywiązaną skórzanymi pasami. Prawdopodobnie spała po zaaplikowanym środku usypiającym. Otworzył szerzej metalowe drzwi i machnął na towarzyszy. Razem znaleźli drzwi do tej komory, które oczywiście też były szklane z wyjątkiem kawałka futryny, do której przymocowano klamkę. Fatu otworzył ją powoli i wszedł do pomieszczenia. Jak się okazało ściana była nie czym innym tylko lustrem weneckim. Podszedł do dziewczyny i rozpiął jej pasy. Nawet nie drgnęła. Dopiero, kiedy chciał ją wziąć na ręce i wynieść z pokoju otworzyła szeroko oczy i powiedziała głośno:
            – Nie pozwolę ci mnie zabić.
            – Cicho! – syknął komisarz.
Dopiero teraz Lena uświadomiła sobie, że to nie jest ten profesorek. Po pierwsze przybysz nie zapalił światła w pokoju, a po drugie miał inny głos.
            -, Kim więc jesteś?
            – Komisarz, Jeremy Fatu do spraw kryminalnych.
            – Nie musi pan mówić szeptem w takim razie, bo oprócz mnie tu nikogo nie ma, a profesorek wyszedł na jakąś konferencję czy coś.
            – Dawno poszedł?
            – Nie jakieś 20 minut przed pana przyjściem.
            – Sprawdźcie czy Collins jest na jakiejś konferencji. – powiedział Fatu do mikrofonu.
            – … Tak jest na konferencji prasowej NFZ.
            – To dobrze. – odparł do mikrofonu, a do Leny powiedział – Możesz iść sama?
            – Tak.
            – To wychodzimy.
            – Dobrze. – powiedziała Lena i złapała go za rękę.
Powoli wyszli na światło dzienne. Lena odetchnęła głęboko dopiero, kiedy znalazła się w samochodzie Fatu i odjechali już kawałek drogi od miejsca, w którym Collins ją przetrzymywał.
            – Wszystko w porządku? – spytał, kiedy dojechali do komisariatu.
            – Tak. Chyba tak.
            – Chyba?
            – No, bo nie wiem czy ten świr mi czegoś nie wstrzyknął.
            – Nasz lekarz cię zbada i będziemy wiedzieć.
            – Panie komisarzu! – krzyknęła Meg w momencie, kiedy tylko zobaczyła Fatu na horyzoncie. – Możemy mieć kłopoty.
            – Dlaczego?
            – Oglądałam konferencję prasową NFZ z udziałem Collinsa.
            – No i ?
            – No i on nagle się ulotnił stamtąd.
            – Kurde! … Dobra weź dziewczynę do pokoju 12 i wezwij lekarza niech ją natychmiast przebada. – powiedział i wszedł do gabinetu, złapał za słuchawkę i wykręcił numer. – Harry! Złap drania Collinsa! Ścierwo ulotniło się z konferencji NFZ. On wie, że dziewczyny nie ma w laboratorium. Tylko nie wiemy skąd.
            – Nie ma obaw chłopaki mają go na oku. Jak wyjdzie poza strefę fleszy to go zakujemy w kajdanki i do pudła.

Pół godziny później:
Do gabinetu Fatu wpadł zdyszany John.
            – Uratowałeś ją?
            – Tak.
            – Gdzie ona jest? – spytał miotając się po pomieszczeniu.
            – Spokojnie Johny. Nasz lekarz ją bada czy ten świr nie wstrzyknął jej czegoś.
W tym momencie otworzyły się drzwi i wszedł do niego wysoki szczupły mężczyzna w średnim wieku.
            – Dziewczyna czysta. W jej ubraniu znalazłem mini lokalizator. Poza tym zdrowa.
            – Dzięki temu Collins wiedział, że twoja mała nie jest w laboratorium. – powiedział Fatu uśmiechając się do Johna. – Dobra Sam. Dzięki. Przyprowadź ją do nas.
Po 5 minutach w drzwiach stanęła Lena blada jak ściana, ale żywa, aż Jonowi dech zaparło. Nawet po takich przejściach i z rozczochranymi włosami wyglądał ślicznie. Podszedł, ukląkł na jedno kolano i spytał:
            – Wyjdziesz za mnie?
            – Yyyy… Panie doktorze… Ja…
            – Lepiej powiedz tak, bo dzięki niemu jeszcze żyjesz. – wtrącił się Jerry.
            – Proszę, wyjdź za mnie.
            – Tak. – powiedziała Lena nie do końca wiedząc co się wokół niej dzieje.
Fatu i Meg zaczęli bić brawo, a John złapał ją w objęcia i całował, aż do utraty tchu. Czuła się trochę jak w połączeniu koszmaru z bajką. Ale wreszcie była szczęśliwa

piątek, 18 grudnia 2009

Zagadka bliska rozwiązania

          – Meg! Zbierz mi wszystkich wolnych ludzi i zlokalizuj wszystkie opuszczone magazyny w mieście i okolicy! – krzyknął Fatu do dziewczyny, która właśnie wchodziła.
             Meg była sekretarką Jeremiego, Fatu od 5 lat i nigdy go nie zawiodła. Ta brązowooka, rudowłosa, szczupła kobieta była w stanie przewrócić świat do góry nogami albo dokopać się do samego Piekła w celu znalezienia niezbędnych informacji dla komisarza. Dlatego też chodziły słuchy, że tych dwoje ma romans. Nie byłoby w tym może nic dziwnego, gdyby nie fakt, że dzieliła ich dość duża różnica wieku. Poza tym Jerry nie wyróżniał jej w jakiś szczególny sposób, ot po prostu potrafili się dogadać. Teraz jednak sprawa była bardzo poważna sądząc po tonie komisarza i po tym, że za jego śladem podążał Andy.
          – Jedziesz z nami. – rzucił komisarz odwracając się w stronę chłopaka.
          – Tak jest panie komisarzu! – wykrzyknął Andy stając na baczność i salutując.
            Po tych słowach obaj zniknęli za metalowymi drzwiami windy, a Meg zabrała się za wykręcanie kolejnych numerów telefonów, jednocześnie szukając w komputerze danych na temat opuszczonych magazynów i hal produkcyjnych.

 ~~~

            Collins obserwował Lenę przez 20 minut zanim zdecydował się podejść do niej na odległość wyciągniętej ręki. Była młoda, piękna i taka blada jak kreda, którą pisał po tablicy będąc wykładowcą na Akademii. Wyglądem przypominała mu Grace, jego zmarłą na raka żonę. Collins wiedział, że to, co robił, robił dla niej, dla kobiety, którą kochał ponad wszystko na świecie, a którą los zabrał mu tak wcześnie. Od tamtej pory nie był już sobą. Kiedy prawie stoczył się na dno pijaństwa pojawiło się światełko w tunelu. Jego przyjaciel i współtwórca Akademii odkrył nieznaną nikomu chorobę, nad którą prowadził badania w postaci obserwacji. Collins jednak nie mógł znieść faktu, że Simon Watters pnie się po szczeblach sławy, dlatego postanowił pozbyć się zawodowego rywala. Przy pomocy Martina Fullera, który był wtedy początkującym stażystą wykończył Simona i przy okazji jego żonę, nie pomyślał jednak, że kilkunasto letni wówczas John może zechcieć pójść w ślady swego ojca i też zostać lekarzem. Potem Collins przejął pacjentów, Wattersa seniora i znowu wykorzystując Fullera porwał ich do tego samego magazynu, w którym teraz stał wpatrując się w spokojną twarz Leny. Dość długo udawało mu się pozostać dla nich anonimowym jednak pewnego dnia Sandra Boldwin zdjęła mu z głowy kominiarkę, za którą się chował, to było rano, a wieczorem tego samego dnia Greg Thomson uwolnił się z opinających go pasów i zwiał. Oboje zginęli, musieli zginąć. Jedno widziało jego twarz, a drugie poznało miejsce eksperymentów. Oboje zabił Fuller, któremu Fatu płacił za milczenie. Ostatnią robotę, jaką Martin wykonał dla Collinsa było porwanie Leny, z które zażądał kolosalnie wielkiej sumy pieniędzy. Wtedy zdarzył się bardzo sprzyjający profesorowi zbieg okoliczności. Fuller był hazardzistą i to bardzo zadłużonym, aż w końcu mafia go dorwała i powiesiła w jego własnym, ciasnym, pustym mieszkaniu, co Collins wykorzystał podrzucając jego zwłoki do gabinetu Johna Wattersa w celu nastraszenia go, aby przestał węszyć w sprawie Leny…
            Collinsa tak pochłonęły rozmyślania, że nawet nie zauważył, że leżąca na łóżku dziewczyna obserwuje go już od dobrych 15 minut i kalkuluje jak tu stąd uciec. Kiedy Lena wreszcie wymyśliła odpowiedni plan i po raz ostatni spojrzała na starego, siwego człowieka przed wdrożeniem go w życie… Ich oczy się spotkały. Lena zamarła w bezruchu, a Collins zerwał się na równe nogi i upuszczając trzymaną w dłoni strzykawkę zaklął pod nosem:
            – Ty głupia… – wysyczał pod nosem, a jego wzrok zapłonął ogniem.