środa, 7 października 2009

Próba rozwiązania zagadki

      Komisarz Fatu siedział za jeszcze swoim biurkiem. Wiedział, że dopóki nie rozwiąże tego zadania to nie będzie mógł przejść na emeryturę. Sumienie mu na to nie pozwoli. Wziął kartkę i długopis i zaczął pisać:
     „1. Denat w gabinecie Johna W.
       2. Zaginiona Lena S.
       3. Przecięte przewody hamulcowe w samochodzie Johna W.
       4. Emma H. znajduje zwłoki kolegi Johna W.

WSPÓLNY MIANOWNIK: John W.”
      Wynikał z tego, że John musiał być głównym podejrzanym w tej sprawie jednak jak wynikało z zeszytu, w którym był spis pacjentów, kartoteki zaginionych osób prowadził ojciec Johna. Tak też sam John nie mógł jeszcze wtedy leczyć ani Grega ani Sandra, gdyż miał dopiero 17 lat. Ciekawe jest też to, że oboje oni zmarli w tym samym roku i co ciekawe rok po niewyjaśnionej śmierci Simona Wattersa. Fatu zastanowił się nad tym, kto prowadził oboje pacjentów Wattersa seniora po jego śmierci. Kiedy tak siedział pogrążony w swoich myślach rozległo się pukanie do drzwi.
      – Wejść! – krzyknął Fatu.
W progu ukazała się sylwetka Edwarda Kapiszona.
       – Witaj Fatu. Widzę, że ta praca cię bardzo kocha. – uśmiechnął się lekko.
       – Tak. Jak cholera, że nie pozwala mi przejść spokojnie na emeryturę. – skrzywił się komisarz.
       – Tia… udało ci się do czegoś dojść?
       – Na razie do niczego konkretnego…
       -, Czyli nie masz jeszcze konkretnego podejrzanego?
       - A no nie…
       – Ja typuję tego młodego doktorka.
       – Taaak…. O_O A na jakiej podstawie?
       – Denat był jego kolegą, został znaleziony w jego gabinecie, znalazła go kobieta, która okazała się przyjaciółką zaginionej pacjentki doktorka, no i miał motyw: nielegalne eksperymenty, do których jak wiemy chciał nakłonić pacjentkę.
       – Niby tak, ale nie wziąłeś pod uwagę jeszcze jednej rzeczy, a właściwie dwóch…
       -, Jakich niby?
       -, Że po pierwsze zaginęły kartoteki 3 pacjentów, pacjentów, z których dwoje nie żyje, od kiedy John skończył 17 rok życia, czyli nie mógł ich leczyć. Po drugie ktoś przeciął przewody hamulcowe w jego samochodzie.
       – No tak, ale skąd wiesz, że akurat tamtych ktoś zabił? Może zmarli śmiercią naturalną? A przewody mógł sam sobie przeciąć dla niepoznaki.
       – Nie. – powiedział stanowczo Fatu. – To by było za proste.
       -, Co więc sugerujesz?
       - Wydaje mi się, że ktoś z jego otoczenia koniecznie chce się go pozbyć i wszystkich świadków pewnego odkrycia naukowego, po to, aby samemu pozbierać za to zaszczyty.
       - Ciekawa teoria komisarzu. Po czym to pan wnosi?
       – Ktoś uśmiercił Wattersa seniora rok przed śmiercią jego dwojga pacjentów, którzy defakto zaginęli pół roku przed swoją śmiercią, po czym jak sprawdziłem odnaleziono ich w ich własnych domach, gdzie wszystko wyglądało tak jakby nigdy stamtąd nie wychodzili. Zastanawiam się, kto ich prowadził przez te pół roku zanim zniknęli z pola widzenia.
       – Tylko, że… Skoro nie mamy ich teczek to nie bardzo możemy to sprawdzić.
       – Tak. Chyba, że…
       - Chyba, że co?
       - Chyba, że uda nam się dokopać do recept i dowiemy się, kiedy wykupili ostatnią i czyja pieczątka na nich widniała.
      -, Ale to potrwa masę czasu!
      – Nie koniecznie, jeśli weźmiemy pod uwagę apteki w okolicy, gdzie mieszkały owe osoby.
      – Faktycznie. To zabieramy się do roboty.

~~~
      Mężczyzna odsłonił ukryte okno, które Lena widziała jako białą ścianę, zaś on mógł obserwować ją niezauważony, było to coś w rodzaju weneckiego lustra. Obserwował ją tak już od kilku dni, kiedy mógł wreszcie przewieźć swoją zdobycz z tamtej zapyziałej nory do bardziej cywilizowanego miejsca, jakim było tajne, podziemne laboratorium w jego domu. Na razie obserwował jej zachowanie. Od następnego tygodnia miał zamiar zacząć dokonywać na niej eksperymentów.
        Simon Watters był jego kolega po fachu, jednak okazał się za słaby psychicznie, aby dokonywać doświadczeń na swoich pacjentach, dlatego musiał zniknąć z pola widzenia, jednak jak niedługo później się okazało Greg i Sandra też byli słabi. Grozili wycofaniem się z największego, w świecie eksperymentu, dlatego podzielili los swego profesorka. Jednak on nie miał zamiaru się poddać, nigdy. Zasłonił zasłonę

piątek, 2 października 2009

Nowe fakty

     Jasność, bladość, białość, nicość, Raj… Nie. Raczej biały pokój bez drzwi, okien, klamek, jak cela w psychiatryku. Dziwność. Zapach… Brak zapachu. Sterylność niemal chirurgiczna. Dobra dla alergików. Sufit – biały najeżony kilkoma silnymi jarzeniowymi lampami. Ściany – białe, malowane farbą. Podłoga – biała, jak jedno wielkie, miękkie łóżko. A na nim tylko wielka, oczywiście biała poduszka i… książka. Lena spojrzała na okładkę Alice Sebold „Szczęściara”. Interesujące. Spojrzała na siebie. Biała koszula, białe spodnie – piżama, brak butów, brak sznura, bo i po co skoro stąd i tak nie ma ucieczki. Co ciekawe nie była głodna, nie chciało jej się pić, ani nie było jej zimno. Było ciepło, przytulnie, niemal sielankowo. Miła odmiana po dusznym, ciemnym i śmierdzącym czymś, gdzie była wcześniej. Po tamtym zostały jej tylko wspomnienia i ślady na kostkach oraz nadgarstkach. Miło. To było jedyne słowo, które przychodziło jej teraz do głowy. Wzięła książkę i zaczęła czytać, bo i tak nie miała szansy na to, żeby się stąd wydostać.
                                        ~~~
      John wszedł do gabinetu po tym jak zabrano stamtąd ciało Martina Fullera. Zastanawiał się, co tutaj jest właściwie grane.
     – John, sprawdź jeszcze czy nic nie zginęło. – usłyszał za sobą głos komisarza.
     – Wygląda na to, że chyba nie, bo wszystko zostało tak jak to zostawiłem wczoraj… Sprawdzę jeszcze szuflady z aktami pacjentów.
     – Dobrze. Jak coś to jestem na korytarzu.
     – Dobrze.

Nie minęło jednak nawet 5 minut, kiedy dało się słyszeć wołanie:
     - Jerry!!!
     – Tak. Co się stało?
     – Brakuje trzech kartotek.
     -, Co?
     – Nie ma trzech kartotek.
     – Nie możliwe…
     – Nie ma numeru 212, 876 i 4009.
     – Jesteś pewien? Może są w innej szufladzie?
     – Jerry, jestem pewien, bo sam je układam.
     -, Ale to i tak nam nic nie daje, bo nie wiemy, kto miał kartoteki o tych numerach.
     – I tu się mylisz. – powiedział John i wyciągnął z zamykanej na klucz szuflady w biurku duży notatnik, gdzie były zapisane kartoteki i nazwiska osób, które je miały.
     -, Co to jest?
     – Rejestr kartotek.
     – Sprawdźmy… Numer 212. To Sandra Boldwin. – powiedział a Jeremy Fatu zapisał nazwisko na kartce. – 876 – Greg Thomson. I 4009… Boże!!!
     – Co?
     – Pod numerem 4009 kryje się nazwisko Leny Swindorf.
     – Naszej zaginionej dziewczyny.
     – Tak. Co ciekawsze te osoby mają tylko jedną wspólną cechę.
     – …
     – Wszystkie są chore na tą samą niezidentyfikowaną przypadłość.
     – Czyli?
     - Mdleją i nie wiadomo, dlaczego.
     – Pokaż mi ten zeszyt. – John podał mu zeszyt, po chwili komisarz spytał. – Co oznaczają te daty i krzyżyki przy nazwiskach?
     – Data oznacza moment, kiedy pacjent był ostatni raz, a krzyżyk, że pacjent nie żyje.
     – Chcesz mi powiedzieć, że i Sandra, i Greg zmarli w tym samym czasie?
     – Na to wygląda. I jedyną osobą, która jest chora na omdlenie bez przyczyny jest tylko Lena, która miejmy nadzieję, że jeszcze żyje.
     – Obyś się nie mylił… – powiedział Fatu i wyszedł z gabinetu zabierając ze sobą zeszyt.

czwartek, 1 października 2009

Pytania narazie bez odpowiedzi

     John Watters był zdruzgotany tym, co zobaczył i zastał po przybyciu do pracy. Nawet w najgorszych koszmarach nie przypuszczał, że ktoś może być, aż tak okrutny, żeby z zimną krwią pozbawić kogoś życia i przywlec jego zwłoki do szpitala przez nikogo niezauważonym. Mało tego rozpoznał on w denacie swojego kolegę starszego o dobrych 10 lat, który prawie miesiąc temu wyjechał do Francji! To wszystko nie miało sensu i nie trzymało się kupy. Co facet, który powinien być za granicą robił Martwy od czterech dni w Polsce? I co Martin Fuller, bo tak się właśnie nazywał ów mężczyzna, miał wspólnego z zaginioną Leną? Bo jak wynikał z listu ewidentnie miał. Czy przecięte przewody hamulcowe w jego samochodzie i to, co działo się tutaj to sprawka tej samej osoby? A może osób jest więcej? I skąd do cholery ten ktoś wiedział, że koleżanka zaginionej dziewczyny, Emma, przyjdzie dzisiaj do jego gabinetu? Milion pytań bez odpowiedzi. Najbardziej denerwowało go to, że nie miał zielonego pojęcia, kim jest „napastnik” i co to wszystko ma ze sobą wspólnego.
     Tymczasem w pokoju pielęgniarek, Jeremy Fatu rozmawiał z ledwo żywą Emmą..
    – Wiem, ż eto dla pani trudne jednak musze zadać pani kilka pytań.
    – Rozumiem. Proszę pytać.
    – Przede wszystkim, co skłoniło panią do przyjścia tutaj?
    – Wie pan, moja koleżanka zaginęła, a jej matka powiedziała, że doktor John Watters tego dnia, kiedy zniknęła był u nich w domu.
    – I co w związku z tym?
    – Podejrzewałam, że to on ją porwał, jednak nie miałam dowodów, dlatego tutaj przyszłam, żeby go wybadać…
    – Na własną rękę?
    – Tak. Ponieważ w inny sposób nie mogłabym przekonać policji o tym, że taki szanowany człowiek mógłby zrobić coś takiego…
    – Czy ktoś wiedział o tym, że pani dzisiaj tutaj przyjdzie?
    – Znaczy się, że mam zamiar odwiedzić szpital wiedziała tylko moja i Leny przyjaciółka, Camill, ale nie wiedziała, kiedy to zrobię, bo sama do ostatniej chwili nie byłam pewna.
    – Rozumiem. Czy zauważyła pani coś specyficznego?
    – Znaczy się, ma pan na myśli innego niż wszędzie indziej, coś podejrzanego?
    – Tak, dokładnie.
    – Właściwie to nic nadzwyczajnego…, chociaż… Zanim otworzyłam drzwi do gabinetu doktora usłyszałam dźwięk… coś jak skrzypienie kółek w wózku…
    – Jest pani w stanie przypomnieć sobie skąd dochodził ten dźwięk?
    – Z za zakrętu.
    – Słucham?
    – Gabinet doktora Wattersa jest jednym z ostatnich przed tym jak korytarz zakręca w lewo.
    – Faktycznie. Patrick! Sprawdź, dokąd prowadzi korytarz na lewo od gabinetu Wattersa. Natychmiast!
    – Tak jest! – powiedział chłopak i pobiegł w tamtym kierunku.
    – Dziękuję pani. Jeśli sobie pani coś przypomni to proszę dzwonić, to moja wizytówka. – podał jej mały kartonik.
    – Dobrze. Na całe szczęście ten człowiek to nie doktor Watters.
    – Faktycznie, ale dała mi pani do myślenia. Doktor Watters jest, co prawda moim dobrym znajomym jednak nic nie wiadomo. Poza tym będę musiał jeszcze przesłuchać tą waszą przyjaciółkę.
    – Camill.
    – Tak, Camill.
    – Nie wiem czy to panu coś da, bo ona raczej nie byłaby zdolna do takiej obrzydliwej rzeczy.
    – Może i tak, ale wie pani jest takie powiedzenie „Cicha woda brzegi rwie.”
    – Tak wiem…
    – Na razie pani dziękuję. Do widzenia.
    – Do widzenia. – powiedziała Emma bez przekonania.
     Wolałaby już raczej nie spotkać tego faceta, mimo, że nie był typem jakiegoś gbura, jednak samo to, że był policjantem budziło w niej jakiś bliżej nieokreślony strach, a przecież powinna czuć się bezpiecznie przy stróżu prawa. Dziwne uczucie. Zastanawiała się, jakie jest rozwiązanie tej dziwnej zagadki i kto za tym wszystkim stoi. Przekonała się, że nie jest to doktorek. Czyżby Camill? Ale jaki miałaby w tym cel? Nie, to niemożliwe. Emmę tak pochłonęły myśli, że nawet nie wiedziała, kiedy i jakim cudem udało jej się wrócić do własnego domu.

     Dzień dobiegał końca, słońce zachodziło już za horyzont mieniąc się blaskiem różnych barw. Tylko kłęby dymu wypuszczane w wieczorną przestrzeń były oznaką życia w tej ciszy i głuszy. Uśmiech nie schodził z twarzy mężczyzny, który dopaliwszy papierosa wrócił do małego, drewnianego domku, pozostawiając za plecami taflę jeziora. Już niedługo dostanie to, czego tak bardzo pragnie niemal od zawsze. Sława, pieniądze i uznanie innych. Przestanie żyć w cieniu swego poprzednika. Sam zasłuży na swój wielki sukces. Już niedługo…