czwartek, 18 czerwca 2009

Wielki koniec, a może tylko mały kryzys?

     Mat podjechał pod blok Eve tak jak się umawiali. Puścił jej sygnał na komórkę, że już jest, po czym zatonął w myślach. Ocknął się dopiero, kiedy zatrzasnęła za sobą drzwi jego samochodu i pocałowała delikatnie w policzek. Zawsze wyglądała pięknie, ale tego dnia to piękno było jakieś inne, bardziej zjawiskowe. Miała na sobie czarną sukienkę na ramiączkach i szpilki. Dodatki w miodowym kolorze wyglądały niesamowicie na jej opalonej skórze.
     – Gdzie tym razem jedziemy? – zapytała z szerokim uśmiechem.
     – Nie wiem. – odpowiedział machinalnie i odpalił samochód. – Przed siebie. -  dodał.
     Jechali i jechali w milczeniu, aż dotarli do jakiejś wiochy. Eve zastanawiała się, co jest grane, ponieważ Mat nigdy taki nie był. Taki zimny, oschły i milczący. Zatrzymali się przy czymś, co przypominało oazę w lesie. Wielki kamienny stół, a wokół niego drewniane bele jako siedziska. Wysiedli z samochodu i usiedli na jednej z takich bel patrząc w dal na rozciągające się poniżej krajobrazy.
     – Wiesz?…
     – Chciałem…
     - Mów pierwszy.
     – Nie kobiety mają pierwszeństwo.
     – Ok. Dostałam dzisiaj list. Wygrałam konkurs na książkę i jadę do Amsterdamu na wycieczkę. – powiedziała. – Poza tym dostałam propozycję napisania kolejnej powieści.
     – To gratuluję!!! – wykrzyknął Mat, może trochę zbyt nerwowo.
     -, Dzięki, ale ta wycieczka jest dla dwóch osób… i pomyślałam, że może pojechałbyś ze mną?
     – Wiesz… bardzo chętnie, ale nie wiem czy dam radę wyrwać się z pracy.
     – No tak. Zapomniałam, że masz pracę. – posmutniała – A co ty chciałeś powiedzieć?
     – Yyyyy… Nic już nic.
     – Powiedz, przecież cię nie zjem. – zaśmiała się.
     – Bo… widzisz… chodzi o nas. A właściwie o mnie…
     – Tak?
     – Eve ja… Odchodzę.
Nastąpiła pełna napięcia cisza.
     – Powiesz coś…? Proszę. – wyszeptał.
     -, Jeśli kogoś naprawdę mocno kochasz pozwól mu odejść, a jeśli tak ma być to wróci do ciebie.
     I nie czekając ani chwili dłużej zerwała się z miejsca i… zaczęła biec najszybciej jak tylko się dało, albo raczej na ile pozwalały jej mięśnie. Nie mogła uwierzyć, że to powiedział, że ja zostawił. Przecież byli razem tacy szczęśliwi. Kochany przez nią aż do bólu, idealny Anioł (jak go nazywała) zostawił ją samą. Tak po prostu. Łzy spływały jej po rozpalonych policzkach, zasłaniały jej oczy tak, że nie widziała świata, pędzących obok samochodów i ludzi patrzących dziwnie przez zakurzone szyby. Czuła w sobie tylko nienaturalny ból, który rozrywał jej serce jak wygłodniały gepard rozrywa ciało upolowanej antylopy. Nie myślała racjonalnie. Nie zwracała uwagi na nic. Ból zagłuszył wszelkie odgłosy z zewnątrz. Dotarła do jakiejś drogi, przez którą nie oglądając się na boki przebiegła na drugą stronę wkurzając tym jadących kierowców. Ale jej to nie obchodziło. Mogli sobie wyzywać i wygrażać do woli. Jej myśli kręciły się wokół Mata i powtarzała w kółko tylko jedno pytanie:
     – Dlaczego…? Dlaczego akurat ja?
W pewnym momencie stanęła jak wryta uświadamiając sobie, że powód jego odejścia jest tylko jeden. Po prostu on kogoś ma. Niestety stanęła w miejscu w nieodpowiednim momencie, na środku ruchliwego skrzyżowania. W jej stronę z dość dużą prędkością zaczą przybliżać się samochód ciężarowy. Kiedy spojrzała w tą stronę nie czuła już nic a ciężarówka była zaledwie trzy metry od niej. Wiedziała, że kierowca nie zdoła jej ominąć i nie zdoła się zatrzymać na czas, mimo, że robił, co mógł. Ostatnie, co widziała przed potężnym uderzeniem to twarz kierowcy wykrzywioną z wysiłku i przerażenia. Potem poczuła tylko wielki ból i zapadła w nicość, czarną lepką pustkę.
     Mat jeszcze chwilę siedział w samochodzie zanim dotarło do niego, co tak naprawdę zrobił. Oszukał Eve nie mówiąc jej o powodzie rozstania. Wiedział, że sprawił jej ból, wiedział, że bardzo go kochała i oddałaby za niego swoje własne życie. W pewnym momencie serce zabolało go tak mocno, że nie mógł złapać tchu. Zrobiło mu się ciemno przed oczami. Miał wrażenie, że umiera, ale po sekundzie uczucie minęło. Odpalił samochód i powoli ruszył w stronę miasta. Po drodze minął wypadek na skrzyżowaniu i…
     – Jezu słodki!!!!! – wykrzyknął wjeżdżając gwałtownie na chodnik
Wypadł z samochodu i podbiegł do leżącej na środku ulicy kobiety. Przeczucie go nie myliło. To była ona. Była nieprzytomna i miała ledwo wyczuwalny puls. Wystraszony kierowca ciężarówki rozmawiał drżącym głosem z jakimś przechodniem.
      – Nie wiem jak to się stało… – mówił – Jechałem spokojnie i nagle ta dziewczyna wyskoczyła mi na jezdnię. Jezu!!! Co ja mam robić? Ona prawie nie oddycha…
     – Spokojnie niech pan zadzwoni na pogotowie. – Powiedział przechodzień. – Przyjadą, zbadają ją i zabiorą do szpitala. Pan sam tutaj nic nie zdziała.
     – Ma pan rację. – kierowca wyciągnął komórkę i zaczął dzwonić na pogotowie.
     Mat przysłuchiwał się tej rozmowie i miał wyrzuty sumienia, że to z jego powodu miała miejsce cała ta sytuacja. Chciał coś zrobić, ale nie wiedział, co. W pewnej chwili ciało Eve się poruszyło. Mat myślał, że się ocknęła. Jednak po sprawdzeniu tętna okazało się, że ona odchodzi. Z piersi mata wydobył się iście zwierzęcy okrzyk, a raczej bardziej ryk, nad którym nie był w stanie zapanować. Potem wszystko działo się błyskawicznie. Przyjechała karetka, przechodnie odciągnęli patrzącego błędnym wzrokiem Mata na bok, a lekarze zajęli się przywracaniem funkcji życiowych Eve. Kiedy złapali puls wsadzili ją do karetki i odjechali. Do Mata nic nie docierało, ani to, co mówił do niego jakiś facet, ani słowa lekarza wydającego polecenia sanitariuszom, ani szum ulicy, ani nawet dźwięk nadjeżdżającego radiowozu.
     Na wacianych nogach dotarł jakoś do swojego auta. Usiadł za kierownica ciężko0 dysząc. Nie wytrzymał, położył głowę na kierownicy i zaczął płakać tak jak jeszcze nigdy nie płakał i jak nie przystoi mężczyźnie

wtorek, 16 czerwca 2009

Kłamstwo ma bardzo krótkie nogi

     Richard zaplanował wszystko w jak najdrobniejszych szczegółach i jak narazie wszystko szło po jego myśli. Od pół roku spotykał się z Paulą wymyślając, co trochę nowe kłamstwa. Teraz, kiedy Emma wyjechała służbowo do Stanów on miał wolną rękę przez kolejne 3 dni. Zawiózł, Briana do teściów pod pretekstem ważnego służbowego wyjazdu, który teściowa wzięła za chęć zrobienia niespodzianki Emmie. Nie wyprowadził jej z tego błędu. Poczym, aby być bardziej wiarygodnym kupił bilet lotniczy do Stanów na firmę, a nie na swoje nazwisko. O 21 pojechał po Paulę do jej domu. Kiedy otworzyła mu drzwi oniemiał z zachwytu. W progu stała szczupła brunetka z długimi włosami wieczór jeszcze dłuższymi nogami we fioletowej błyszczącej wieczorowej sukni i kontrastującymi z nią turkusowymi dodatkami. Wyglądała jak księżniczka. Najpierw pojechali do restauracji na pyszną kolację z owocami morza, a następnie do jego mieszkania.
     – Ładnie tutaj. – powiedziała Paula.
     – A dziękuję. Może wina?
     – Bardzo chętnie.
     – Proszę. – powiedział Richard podając jej kieliszek.
     - Dziękuję. – uśmiechnęła się lekko.
Później bardzo długo rozmawiali na różne tematy. Żałował, że to nie zima, bo rozpaliłby w kominku. Ten wieczór… był dla niego czymś nowym i inspirującym. Ta kobieta dodawała mu świeżości i młodzieńczej energii. Z Emmą prawie nie rozmawiali, każde zajęte swoimi sprawami. Paula była dla niego wyzwaniem, zwierzyną, którą chciał złapać i mieć tylko dla siebie. Nawet nie wiedział, kiedy znaleźli się w łóżku. To była piękna noc, piękna kobieta i wspaniały seks. Richard już nie pamiętał, kiedy czuł się tak dobrze z kobietą. Jego życie łóżkowe, z Emmą skończyło się, kiedy urodziła Briana. Czasami próbował rozbudzić ją na nowo, ale z marnym skutkiem. Teraz czuł się jak zwycięzca. Jakby cofnął się o tych kilka lat do tyłu.
     Rano obudził się z uczuciem dziwnego niepokoju jednak, kiedy zobaczył obok siebie Paulę uczucie zniknęło jak za dotknięciem czarodziejskiej różczki. Obudził ją delikatnym pocałunkiem. Wykąpali się i wybrali na śniadanie. Później był spacer uliczkami miasta przerwany przez telefon z pracy, nudne spotkanie biznesowe i obiad w najlepszej restauracji w mieście oraz powrót do domu, do domu jego i Emmy. Kiedy Richard wsadził klucz w drzwi bardzo się zdziwił, że są otwarte, ale pomyślał, że może ich po prostu nie zamknął. Gdzie on miał głowę? Paula trajkotała o najnowszej kolekcji Chanel, jednak urwała w pół słowa widząc siedzącą na sofie kobietę.
     -, Kto to jest? – spytała Paula.
     – No jesteś nareszcie Casanovo. – stwierdziła Emma z nieukrywanym sarkazmem w głosie.
     – Spokojnie drogie panie…
     – Jak mam być spokojna!!!??? Zawiozłeś Briana do mojej matki i jeszcze okłamałeś ją bezczelnie, że jedziesz do mnie!!!!
     – Kochanie? Co ta kobieta mówi?
     – Kochanie?!!!! Nie no to już jest szczyt wszystkiego!!!
     – Uspokójcie się…
Emma myślała, że zaraz mu czymś przywali. Może tym wazonem, który miała pod ręką? A ta lafirynda? Kto to do cholery jest? Panienka z burdelu? No dobrze może ich życie seksualne nie układało się jak trzeba po tym jak urodziła dziecko, ale kurwa mać (!!!) byli małżeństwem!!!
     - Kim jest ta kobieta? – spytała Paula patrząc Richardowi w oczy.
     – …
     – Jestem jego żoną!!! I mamy razem syna!!!
     - Że co? Ty draniu!!! – tym razem to Paula nie wytrzymała.
     – Ano to!!! – wydarła się Emma. – A teraz wynocha z mojego mieszkania!!!
     – Twojego… – Paula się zdziwiła. – Kłamca, jakich wielu… – dodała i wyszła.
     – Pozwól mi wyjaśnić…
     – Nie Richard!!! Nie ma, co wyjaśniać!!! Wynoś się!!! – weszła do sypialni otworzyła jedną z jego szuflad i zaczęła rzucać w niego ciuchami.
     – Kobieto! Co ty robisz? Opanuj się trochę.
     – Bierz to wszystko i wynoś się!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!
Próbował ją zatrzymać, ale mu nie wyszło. Nie znał jej od tej strony. Zawsze taka opanowana teraz była pełna furii i agresji. Nienawidziła go. Patrzył jak miota się po pokoju wyrzucając wszystkie jego ciuchy na podłogę. W pewnym momencie wyszła z sypialni i poszła do kuchni, gdzie spod zlewozmywaka wyciągnęła duży worek na śmieci, weszła do łazienki i jednym ruchem wrzuciła wszystkie jego kosmetyki do tego wora. Chciała dodać do tego wszystkie ciuchy z sypialni, ale zagrodził jej drogę.
     – Porozmawiajmy jak dorośli ludzie.
     – Nie mam, o czym z tobą rozmawiać ty kanalio jedna. – powiedziawszy to wręczyła mu worek, który ledwo zdążył złapać w locie.
     Chciał z nią porozmawiać i wyjaśnić. Ale właściwie, co chciał wyjaśniać? Przecież i tak już dawno jej nie kochał i jedyne, dlaczego jeszcze z nią był to dzieci. Jednak mimo wszystko chciał spróbować chociażby właśnie na nie. Pochylił się do przodu, aby położyć worek na podłodze przed drzwiami do łazienki. Emma nie wytrzymała i… Tak, tak kopnęła go ze swojego nowiutkiego glana w ten jego zgrabny tyłek. Kopnięcie było tak silne, że Richard przeleciał przez cały przedpokoik i uderzył głową w szklane drzwi od kuchni, które rozsypały się w drobny mak. Próbował się podnieść i na chwiejnych nogach dojść do sypialni, miał rozwaloną głowę.
     – Wynoś się!!!!! – wykrzyczała otwierając drzwi na korytarz. – A to zabieraj ze sobą. – wysyczała wyrzucając na schody worek z kosmetykami.
     Richard chciał jeszcze coś powiedzieć, ale nie mógł wydobyć z siebie głosu. Wyszedł z mieszkania ledwo trzymając się na nogach, jakby był pijany. Drzwi za nim zamknęły się z wielkim hukiem, a chwilę później poleciały za nim jego ubrania w drugim wielkim śmiecianym worze.
     Emma wyrzuciła na korytarz jego ciuchy, zamknęła drzwi do mieszkania, oparła się o nie i rozpłakała. Tak bardzo go kochała i jednocześnie nienawidziła za to, że ją zdradzał z tą wypacykowana lalką Barbie, a może nie tylko z nią? Może zdradzał ją z każdą panną, jaką napotkał na swojej drodze, a ona była tak pochłonięta pracą i Braniem, że nie była w stanie zauważyć takich rzeczy. Gdyby nie wróciła wcześniej ze Stanów to pewnie nadal nie wiedziałaby, że jej mąż przyprawia jej rogi. O ile można tak powiedzieć o kobiecie.
     Richard nie miał wyjścia. Najpierw powlókł się do firmy i zostawił wszystkie rzeczy w swoim gabinecie, a następnie udał się taksówką do szpitala, gdzie opatrzono mu rany i puszczono „do domu”, którego on już nie miał, zresztą na własne życzenie.