poniedziałek, 23 listopada 2009

Podpowiedzi przypadkowe

      Była 4 w nocy, kiedy do gabinetu Fatu wszedł młody chłopak o rozwianych blond włosach i oczach niebieskich niczym bezchmurne niebo.
      – Pan jeszcze tutaj?               
      – Ano jeszcze…
      – Trudna sprawa?
     – Można tak powiedzieć…
     – Może przynieść kawy? Będzie się panu lepiej myślało.
     – Dziękuję. Trochę kofeiny nie zaszkodzi. – powiedział Fatu i spojrzał na plakietkę przyczepioną do błękitnej koszuli blondyna – Ty jesteś tym nowym portierem?
     – Tak. Przepraszam nie przedstawiłem się Andrew Rybol, wszyscy mówią na mnie Andy.
     – Jeremy Fatu, w skrócie Jerry. – rzekł komisarz ściskając silną dłoń portiera.
     – Miło mi. To ja zaraz przyniosę tą kawę.

     Fatu uśmiechnął się do siebie. Rany ile to już lat minęło, kiedy sam zaczynał swoją przygodę, wprawdzie nie jako portier, a jako krawężnik. Wiedział jednak, że Andy jest synem jednego z najwyżej postawionych urzędników w państwie, który chcąc zrobić ojcu na złość zatrudnił się jako portier, żeby móc na razie z boku obserwować jak wygląda praca działu kryminalnego. „Ten chłopak jeszcze daleko zajdzie.” Pomyślał, kiedy drzwi gabinetu się otworzyły i weszły najpierw dwa kubki z kawą z automatu, a później sam Andy.
     – Jestem. – powiedział chłopak z uśmiechem.
     – Widzę… I nawet nie zapomniałeś o kawie… – Fatu się roześmiał, był to jeden z dowcipów, którym raczyli się starsi koledzy, kiedy wysyłali nowego adepta, żeby wykonał za nich jakieś zadanie, głównie papierkową robotę.
     – Słucham?!
     – Eh… Nie nic.
Andy wzruszył ramionami i postawił jeden plastikowy kubek na blacie biurka, a drugi trzymając w dłoni otworzył.
       – Mam do pana takie „luźne” pytanie.
       – Słucham… – powiedział komisarz delektując się rozchodzącym po całym pomieszczeniu zapachem kawy.
       -, Co pan sądzi o badaniach profesora Collinsa?
       – Słucham?! O.O
       – Aha, zapomniałem, że nie ma pan czasu oglądać wiadomości. Przepraszam.
      – Czekaj, czekaj – ożywił się Fatu – Chcesz mi powiedzieć, ze Collins przeprowadza znowu jakieś eksperymenty?
      – No… Tak… Wczoraj mówili o tym w wieczornych wiadomościach…
      Jerry złapał za słuchawkę leżącego na biurku telefonu i wykręcił numer. Po chwili odezwał się bardzo zaspany głos:
     – Tak…? (ziew) Słucham…? (ziew)
     – John wiesz coś o eksperymentach Collinsa?
     -, Że co?! O.O
     – Czy Collins wspominał coś o jakimś eksperymencie? Czy zbierał chętnych do jakiegoś doświadczenia?
    – Nie. Znaczy się… O rzesz ty kurza grapyta!!!!!!!!!!!
    - Mów.
    – Collins chciał, żebym namówił Lenę, żeby została królikiem doświadczalnym do przeprowadzania eksperymentu z powodu tej nieznanej dolegliwości, którą nazywał „magicznym omdleniem”.
    – Możesz jaśniej?
    – To taka choroba, że jesteś zdrowy, ale nagle zdarzy się coś, a ty fik i pokazujesz numer buta.
    – I co zgodziła się?
    – A jak myślisz?
    -, Że nie…
    – To dobrze myślisz.
    -, Dlatego ją porwał…
    – H ha ha ha!!! Nie żartuj Jerry. Ten stary zgred nie byłby w stanie sam zabić muchy a co dopiero porwać młodą dziewczynę z temperamentem.
    – On nie, ale mógł komuś zlecić porwanie.
    – O rany!!! Na to nie wpadłem.