Była 4 w nocy, kiedy do gabinetu
Fatu wszedł młody chłopak o rozwianych blond włosach i oczach
niebieskich niczym bezchmurne niebo.
– Pan jeszcze tutaj?
– Ano jeszcze…
– Trudna sprawa?
– Można tak powiedzieć…
– Może przynieść kawy? Będzie się panu lepiej myślało.
– Dziękuję. Trochę kofeiny nie zaszkodzi. – powiedział Fatu i spojrzał na plakietkę przyczepioną do błękitnej koszuli blondyna – Ty jesteś tym nowym portierem?
– Tak. Przepraszam nie przedstawiłem się Andrew Rybol, wszyscy mówią na mnie Andy.
– Jeremy Fatu, w skrócie Jerry. – rzekł komisarz ściskając silną dłoń portiera.
– Miło mi. To ja zaraz przyniosę tą kawę.
Fatu uśmiechnął się do siebie. Rany ile to już lat minęło, kiedy sam zaczynał swoją przygodę, wprawdzie nie jako portier, a jako krawężnik. Wiedział jednak, że Andy jest synem jednego z najwyżej postawionych urzędników w państwie, który chcąc zrobić ojcu na złość zatrudnił się jako portier, żeby móc na razie z boku obserwować jak wygląda praca działu kryminalnego. „Ten chłopak jeszcze daleko zajdzie.” Pomyślał, kiedy drzwi gabinetu się otworzyły i weszły najpierw dwa kubki z kawą z automatu, a później sam Andy.
– Jestem. – powiedział chłopak z uśmiechem.
– Widzę… I nawet nie zapomniałeś o kawie… – Fatu się roześmiał, był to jeden z dowcipów, którym raczyli się starsi koledzy, kiedy wysyłali nowego adepta, żeby wykonał za nich jakieś zadanie, głównie papierkową robotę.
– Słucham?!
– Eh… Nie nic.
Andy wzruszył ramionami i postawił jeden plastikowy kubek na blacie biurka, a drugi trzymając w dłoni otworzył.
– Mam do pana takie „luźne” pytanie.
– Słucham… – powiedział komisarz delektując się rozchodzącym po całym pomieszczeniu zapachem kawy.
-, Co pan sądzi o badaniach profesora Collinsa?
– Słucham?! O.O
– Aha, zapomniałem, że nie ma pan czasu oglądać wiadomości. Przepraszam.
– Czekaj, czekaj – ożywił się Fatu – Chcesz mi powiedzieć, ze Collins przeprowadza znowu jakieś eksperymenty?
– No… Tak… Wczoraj mówili o tym w wieczornych wiadomościach…
Jerry złapał za słuchawkę leżącego na biurku telefonu i wykręcił numer. Po chwili odezwał się bardzo zaspany głos:
– Tak…? (ziew) Słucham…? (ziew)
– John wiesz coś o eksperymentach Collinsa?
-, Że co?! O.O
– Czy Collins wspominał coś o jakimś eksperymencie? Czy zbierał chętnych do jakiegoś doświadczenia?
– Nie. Znaczy się… O rzesz ty kurza grapyta!!!!!!!!!!!
- Mów.
– Collins chciał, żebym namówił Lenę, żeby została królikiem doświadczalnym do przeprowadzania eksperymentu z powodu tej nieznanej dolegliwości, którą nazywał „magicznym omdleniem”.
– Możesz jaśniej?
– To taka choroba, że jesteś zdrowy, ale nagle zdarzy się coś, a ty fik i pokazujesz numer buta.
– I co zgodziła się?
– A jak myślisz?
-, Że nie…
– To dobrze myślisz.
-, Dlatego ją porwał…
– H ha ha ha!!! Nie żartuj Jerry. Ten stary zgred nie byłby w stanie sam zabić muchy a co dopiero porwać młodą dziewczynę z temperamentem.
– On nie, ale mógł komuś zlecić porwanie.
– O rany!!! Na to nie wpadłem.
– Pan jeszcze tutaj?
– Ano jeszcze…
– Trudna sprawa?
– Można tak powiedzieć…
– Może przynieść kawy? Będzie się panu lepiej myślało.
– Dziękuję. Trochę kofeiny nie zaszkodzi. – powiedział Fatu i spojrzał na plakietkę przyczepioną do błękitnej koszuli blondyna – Ty jesteś tym nowym portierem?
– Tak. Przepraszam nie przedstawiłem się Andrew Rybol, wszyscy mówią na mnie Andy.
– Jeremy Fatu, w skrócie Jerry. – rzekł komisarz ściskając silną dłoń portiera.
– Miło mi. To ja zaraz przyniosę tą kawę.
Fatu uśmiechnął się do siebie. Rany ile to już lat minęło, kiedy sam zaczynał swoją przygodę, wprawdzie nie jako portier, a jako krawężnik. Wiedział jednak, że Andy jest synem jednego z najwyżej postawionych urzędników w państwie, który chcąc zrobić ojcu na złość zatrudnił się jako portier, żeby móc na razie z boku obserwować jak wygląda praca działu kryminalnego. „Ten chłopak jeszcze daleko zajdzie.” Pomyślał, kiedy drzwi gabinetu się otworzyły i weszły najpierw dwa kubki z kawą z automatu, a później sam Andy.
– Jestem. – powiedział chłopak z uśmiechem.
– Widzę… I nawet nie zapomniałeś o kawie… – Fatu się roześmiał, był to jeden z dowcipów, którym raczyli się starsi koledzy, kiedy wysyłali nowego adepta, żeby wykonał za nich jakieś zadanie, głównie papierkową robotę.
– Słucham?!
– Eh… Nie nic.
Andy wzruszył ramionami i postawił jeden plastikowy kubek na blacie biurka, a drugi trzymając w dłoni otworzył.
– Mam do pana takie „luźne” pytanie.
– Słucham… – powiedział komisarz delektując się rozchodzącym po całym pomieszczeniu zapachem kawy.
-, Co pan sądzi o badaniach profesora Collinsa?
– Słucham?! O.O
– Aha, zapomniałem, że nie ma pan czasu oglądać wiadomości. Przepraszam.
– Czekaj, czekaj – ożywił się Fatu – Chcesz mi powiedzieć, ze Collins przeprowadza znowu jakieś eksperymenty?
– No… Tak… Wczoraj mówili o tym w wieczornych wiadomościach…
Jerry złapał za słuchawkę leżącego na biurku telefonu i wykręcił numer. Po chwili odezwał się bardzo zaspany głos:
– Tak…? (ziew) Słucham…? (ziew)
– John wiesz coś o eksperymentach Collinsa?
-, Że co?! O.O
– Czy Collins wspominał coś o jakimś eksperymencie? Czy zbierał chętnych do jakiegoś doświadczenia?
– Nie. Znaczy się… O rzesz ty kurza grapyta!!!!!!!!!!!
- Mów.
– Collins chciał, żebym namówił Lenę, żeby została królikiem doświadczalnym do przeprowadzania eksperymentu z powodu tej nieznanej dolegliwości, którą nazywał „magicznym omdleniem”.
– Możesz jaśniej?
– To taka choroba, że jesteś zdrowy, ale nagle zdarzy się coś, a ty fik i pokazujesz numer buta.
– I co zgodziła się?
– A jak myślisz?
-, Że nie…
– To dobrze myślisz.
-, Dlatego ją porwał…
– H ha ha ha!!! Nie żartuj Jerry. Ten stary zgred nie byłby w stanie sam zabić muchy a co dopiero porwać młodą dziewczynę z temperamentem.
– On nie, ale mógł komuś zlecić porwanie.
– O rany!!! Na to nie wpadłem.