środa, 16 marca 2011

3. Nieznana - Incydent (część 2)

Marek po wyjściu z domu skierował się w stronę postoju taksówek.
- Do hotelu S. S. Morgan.
- Robi się.
Po dotarciu na miejsce podał kierowcy banknot 100 dolarowy.
- Reszty nie trzeba.
Po czym wszedł do hotelu i pod pretekstem umówionego spotkania z panią Randon w bardzo pilnej sprawie został wpuszczony do środka. Windą dotarł na piąte piętro. (S. S. Morgan nie posiada w ogóle schodów.) Przeszedł przedpokój i wpadł do salonu, gdzie przy okrągłym, szklanym stole, na obitej białą skóra sofie i babskim pismem w dłoni siedziała Susan Randon.
- Jak mogłaś! – wyrzucił z siebie.
- Mówiłeś coś czy mucha brzęczy? – spytała nie podnosząc nawet wzroku.
- Jak mogłaś zaprosić Morgana na wiosenny bal? – spytał  wyrzutem.
- To mój bal, więc ja decyduję kto na nim będzie. – odparła odkładając pisemko na stół – A tak w ogóle kto ty jesteś?
- Marek Woodsend. Jak mogłaś tak wykorzystać moją siostrę? Wypisywała całą noc te twoje głupie zaproszenia a ty zamiast jej zaprosiłaś tego nadętego bufona.
- A co mała Woodsendówna się poskarżyła braciszkowi? – odparła Susan wydymając wargi.
- Myślisz, że jak jesteś bogata to wszystko ci wolno?!!!!!
W tej chwili do salonu wszedł Sam Morgan i to był błąd.
- Ty!!!
- Co ja?
- Zabrałeś zaproszenie na bal dla mojej siostry!!!
- Nie zabrałem jej zaproszenia. Po prostu Su zaprosiła mnie zamiast niej.
- Ty nadęty sukinsynu!!!
Marek nie wytrzymał i podszedł do Sama. Uderzył go z pięści w twarz. Sam był słaby w bójkach i dość mikrej postury. Zaś młody Woodsend wychował się w mało bogatej dzielnicy i wiele razy musiał walczyć o swoje. Jego cios sprawił, że młody Morgan obrócił się o 180 stopni i uderzył twarzą w ścianę. Po czym obsunął się po niej w omdleniu pozostawiając krwawą, rozmazaną plamę.
- Coś ty narobił!!! – wrzasnęła Su podbiegając do Sama.
- Dałem mu to na co zasłużył. – odparł Marek i nie czekając na nic opuścił hotel S. S. Morgan przed przyjazdem karetki pogotowia, która wezwała Susan Randon.

I tak oto skończyło się zadzieranie wyższych sfer z Woodsendami. Jednak czy Morgan wybaczy Markowi tą zniewagę? Czy Susan Randon w końcu zaprosi Sabinę Woodsend na bal? I kto wmiesza się w kłótnię Su i Amelii? O tym już niedługo. Wasza jedyna i niepowtarzalna. XOXO. Nieznana.

czwartek, 10 marca 2011

2. Nieznana - Incydent (część 1)

To znowu ja. Nieznana. Wasze źródło informacji.
W hotelu S. S. Morgan doszło do dość nieprzyjemnego incydentu. Polała się krew. Ale od początku.
Państwo Serena i Samuel Morgan założyli wielkie hotelowe imperium, które przechodziło z pokolenia na pokolenie. Obecnie pieczę nad tym trzyma ojciec Sama Morgana, Stanley Morgan. W pierwszym wybudowanym przez nich hotelu mieszka cała śmietanka towarzyska Nowego Jorku. I właśnie tam miał miejsce wspomniany wcześniej przeze mnie incydent.
Chłopak, którego widziano wcześniej na Grand Central wtargnął do apartamentu Susan Randon i zwymyślał ją okrutnie.

Poranek w domu Marka:
- Kto ma super ojca? – spytał Arthur Woodsend.
- Zagadka… – odparła jego córka.
- Chyba nie my. – rzucił Marek biorąc jabłko z koszyka, który stał na stole.
- Ha ha ha! – roześmiał się pan Woodsend po czym wyciągnął z szuflady gazetę – Patrz!
- Dziesięć najlepszych zapomnianych zespołów lat 90 – tych. Brzmi interesująco.
- Miejsce dziewiąte. – wtrąciła Sabina – Jest bardzo dumny z tego powodu.
- Zapomniałem. – odparł Marek szczerząc zęby w uśmiechu.
- To, żeby sobie przypomnieli i… ty też.
- Byłoby inaczej, gdyby tatę opisali na Nieznanej. – wtrąciła Sabina.
- Eeee… To dobre dla bab, a nie dla prawdziwych facetów… – odparł jej brat.
- I dlatego czytałeś wczoraj o powrocie Amelii Shot? – wtrąciła.
- A co cię to obchodzi? Rollingstones? Pokarz mi to tato jeszcze raz.
- Nie zmieniaj tematu. Nadal ci się podoba, prawda? – Sabina nie ustępowała.
- Nie powinno cie to interesować. Lepiej zajmij się tym… co obecnie robisz. – powiedział.
- A właśnie. Co ty właściwie robisz Sabina? – spytał jej tata.
- Wypisuję zaproszenia na imprezę pod tytułem „Pocałunek wiosny”.
- Zostałaś zaproszona? – spytał Marek, a Sabina obrzuciła go złowrogim spojrzeniem. – No co? Mnie jeszcze nikt nigdy nie zaprosił na imprezę.
- Bo jesteś kujon. Poza tym i tak nigdzie byś nie poszedł. – odcięła się dziewczyna.
- Skąd wiesz? może bym poszedł.
- Jasne. Zresztą kto by chciał na imprezie takiego nudnego półgłówka jak ty?
- Przestańcie. – wtrącił Arthur – Swoją drogą twój brat zadał dość interesujące pytanie, więc może na nie odpowiesz?
- Jeszcze nie zostałam zaproszona. Ale kto wie…
- Marzycielka.
- Skoro nikt cie nie zaprosił to po co to robisz? – spytał pan Woodsend patrząc na córkę z poważna miną.
- Koleżanka zobaczyła, że ładnie piszę i poprosiła o wypisanie kilku zaproszeń. To wszystko.
- To czysty wyzysk. – odparł jej tata.
- Dostane zaproszenie jeśli wypisze je wszystkie. Będę też mogła wziąć osobę towarzyszącą.
- Jasne… – Marek przewrócił oczami.
- I napewno nie wezmę ciebie. – odparła jego siostra wystawiając język.
- To i tak wyzysk. – odparł Artur.
- Tato przecież nie walczymy z kapitalizmem. A sam posyłasz nas do prywatnych szkół.
- Bo mają wyższy poziom.
- Mamy być anonimowymi nieudacznikami? – spytała sabina patrząc wymownie na brata.
- Ja mogę. – powiedział Marek.
- Mama chce żebym poszła na tą imprezę.
- A ona ma zawsze rację. – dodał ojciec rodzeństwa.
- Jak zwykle. – wtrącił Marek z nutka sarkazmu w głosie.
- Sabino jeśli chcesz iść na tą imprezę to idź. – powiedział w końcu pan Woodsend.
- Dzięki tato. – powiedziała jego córka z uśmiechem wkładając do plecaka pudełko z zaproszeniami.
- Dajesz jej więcej wolności niż mnie. – oburzył się młody Woodsend.
- Idźcie już bo się spóźnicie do szkoły. – rzucił im na pożegnanie tata, a sam poszedł na górę do swojego pokoju grać na gitarze i komponować nowy kawałek.
Popołudniu:
- Co tak śmierdzi? – spytał Marek wchodząc pierwszy do domu.
- O cholera! – zaklął jego ojciec zrywając się z sofy w salonie, gdzie grał an gitarze. Podbiegł szybko do piekarnika i otworzył go. Ze środka wydobyły sie kłęby dymu.
- Dom się pali? – spytała Sabina krztusząc się od progu.
- Nie. To tylko kulinarne eksperymenty taty.
- No to pieczeni z indyka dziś nie będzie. – powiedział ich ojciec otwierając okno.
- Chyba, że ktoś lubi popiół z indyka. – stwierdził Marek.
- To co? zamawiamy pizzę? – spytał Arthur machając telefonem.
- Tak! – ucieszył się Marek – Ja poproszę z podwójnym serem.
- A ty córciu?
- Ja nic nie chcę.
- Coś się stało? – spytał jej ojciec.
- Nie zostałam zaproszona na „Pocałunek wiosny”. – odparła spuszczając głowę.
- Eeee… To jeszcze nie koniec świata. – wtrącił Marek.
- Ale ja bardzo chciałam iść na ta imprezę! To była moja szansa, żeby zaprzyjaźnić się z cheerleaderkami. A Susan Randon zaprosiła Sama Morgana zamiast mnie. Wyobrażacie to sobie?
- Widocznie tak miało być. – odparł jej ojciec – A ty gdzie idziesz? – spytał widząc, że syn zakłada kurtkę, którą niedawno ściągnął.
- Zaraz wracam. Coś sobie przypomniałem. – odparł Marek i już go nie było.
- Myślisz tato, że zrobi coś głupiego?
- Mam nadzieję, że nie. – odparł jej tata przytulając mocno do siebie.