piątek, 30 listopada 2012

13. Nieznana

W Bostonie tak jak i w Nowym Jorku potrafią wydarzyć się różne rzeczy. Tak samo było i tym razem. Jak doniosła/doniósł mi Devil7, Amelii udało się znaleźć chłopców w jednym z barów ze stiptizem. Wpadła też na szalony pomysł.

- I jak ci sie podoba? - spytał Sam Morgan swego towarzysza.
- Wolę inne miejsca, ale to nie jest, aż takie najgorsze.
- Cieszy mnie to. - uśmiechnął się Sam odpalając skręta - Chcesz?
- Zwariowałeś?
- Nie udawaj, że jesteś taki grzeczniutki. Napewno masz coś za uszami, jak każdy z nas.
- Ja akurat nic nie mam za uszami.
- Jasne...
Nagle niemal wszystkie światła zgasły. Zostało tylko jedno padające na środek dębowej sceny, gdzie stała srebrzysta, świecąca rura. Zaczęła grać muzyka, a zza kurtyny wyszła jakaś dziewczyna ubrana w strój policjantki. Zaczęła zmysłowo tańczyć wokół rury i wyginać się w dziwny sposób. Po chwili ściągnęła skąpe spodenki, pod którymi ukazały się koronkowe, czarne majteczki. W sekundę zleciała się wokół niej cała chmara żadnych podniet facetów. Następnie zerwała z siebie bluzkę, pod którą krył się również czarny staniczek i rzuciła gdzieś w kąt, a obecni w barze mężczyźni, aż jęknęli z podniecenia. Dziewczyna zaczęła się okręcać w koło rury co sprawiało, że liczba napaleńców zwiększała się z każdą mijającą sekundą. Tłuszcza gwizdała i krzyczała. Sam Morgan mimo, iż był bardzo przyzwyczajony do tego typu widoków musiał przyznać, że dziewczyna miała w sobie coś niezwykłego. Coś co przyciągało jak magnes.
- Niesamowita jest ta mała. - powiedział Sam
- Ładna. - odparł Marek zerkając na nią przez palce dłoni, którą zakrywał sobie twarz.
- Ładna? Ona jest zajebista człowieku. Ma w sobie to coś.
- Może.
Marek przewrócił oczami. Dla Sama Morgana, każda kobieta miała to coś jeśli tylko nie była pokraczna, tłusta i niska. W pewnej chwili dziewczyna zeszła ze sceny i przy wtórze gwizdów napalonych facetów podeszła do stolika przy którym siedzieli chłopcy. W panującym w sali półmroku dziewczyna położyła się na stoliku i nawet otarła o nogę Sama. Jednak dopiero, gdy przez przypadek spadła jej z głowy policyjna czapka, ukazując burzę rudych włosów Marek, aż jęknął.
- Widzę, że wkręcasz się w klimat. - powiedział do niego młody Morgan.
- To, to, to... - Marek zachłysnął się własną myślą, patrząc za odchodzącą dziewczyną.
- Co cie tak zatkało?
- To Amelia. - wyksztusił chłopak dopiero, kiedy dziewczyna zniknęła za kurtyną, kończąc tym samym swój występ.
- Co ty powiedziałeś?
- To Amelia. - powtórzył Marek i zerwał się z miejsca.
- To nie możliwe... - odparł Sam za odchodzącym kolegą, który i tak go już nie usłyszał.
Marek pobiegł na tyły sceny, aby przekonać się, czy jego przypuszczenia były prawdziwe. Jedyne co udało mu się zarejestrować to kosmyk rudych włosów znikający za zamykającymi się drzwiami kantorka. Podbiegł w tę stronę i zanim dało się słyszeć szczęk zatrzaskiwanych drzwi, szarpnął za klamkę. Drzwi otworzyły sie na oścież, a on stanął oko w oko z miłością swojego życia.
- Czekałem na ciebie. - powiedział po chwili milczenia.
- Ja tez na ciebie czekałam. - odparła Amelia.
Po chwili jego usta musnęły jej ust. Jeszcze raz i jeszcze jeden, a za każdym kolejnym  razem pocałunek stawał się coraz głębszy i głębszy...

Tymczasem na Manhattanie.
Sabina nie przejmując się wcale faktem, że jako jedyna nie ma wieczorowej kreacji, przemierzała korytarze i oglądała dzieła wernisażu. Miała nadzieję, że osoba, która do niej dzwoniła ukaże wreszcie swe oblicze. I nie pomyliła się. Choć nie do końca. Kiedy dotarła do najdalszego zakątka galerii ktoś pociągnął ją do schowka na szczotki. Przynajmniej tak jej się zdawało.
- Ej! Co jest?
- Ciii...nic nie mów. - odparł głos z ciemności.
Chciała krzyknąć lecz poczuła wilgotne wargi właściciela głosu, które najwyraźniej od razu trafiły tam, gdzie trzeba i tym samym zamknęły jej możliwość krzyczenia. Sabina poczuła tak dobrze jej znany smak malinowej gumy do żucia. Sekundę później usłyszała dźwięki " Oh my love, my darling...", a wszystkie światła nagle rozbłysły. Jej oczom ukazała się piękna sala balowa. Cała w złocie i zieleni. W rogu stał stół nakryty do uroczystej kolacji. Spojrzała w bok, a widok Martina van Sensei sprawił, że nie wiedziała, czy ma śmiać się, czy płakać.
- Zrobiłem to dla ciebie. - powiedział
- Eeeee... - tylko tyle była w stanie z siebie w tej chwili wykrzesać.
- Narazie nic nie mów, bo mam dla ciebie jeszcze jedną niespodziankę. - to powiedziawszy uklęknął przed nią na jedno kolano, ubrany w czarny smoking i powiedział:
- Czy ty Sabino Woodsend wyjdziesz za mnie?
Sabina najpierw zbladła, a później ze łzami w oczach wpadła w jego silne ramiona.

Czy Sabina przyjmie oświadczyny Martina? Co zrobi Susan Randon, kiedy dowie się o oświadczynach Martina? O tym wszystkim już niedługo. Kochacie mnie. XOXO. Nieznana.