Eve powoli i z wysiłkiem otworzyła ciężkie jak ołów powieki.
- Witaj wśród żywych. – usłyszała jakiś męski głos po swojej prawej stronie.
Spojrzała w tym kierunku. W półmrokach wieczoru na białym szpitalnym zydlu obok jej łóżka siedział młody chłopak o barkach szerokich niczym Pudzian. Chciała go zapytać o tak wiele rzeczy jednak nie była w stanie wydobyć z siebie żadnego dźwięku. On jednak jakby czytał w jej myślach. Położył swą dłoń na jej dłoni, aż poczuła niesamowite ciepło rozchodzące się po całym ciele. Po czym zaczął mówić powoli i wyraźnie jakby dopiero uczyła się tej trudnej sztuki.
- Jesteś w szpitalu i prawie dwa miesiące byłaś nieprzytomna. Może to i lepiej, bo organizm mógł się zregenerować bez pomocy dodatkowych środków farmakologicznych. Miałaś poważne „zderzenie z tirem” i aż cud, że udało ci się przeżyć. Bardzo się jednak cieszę, że wprawdzie powoli, ale jednak wracasz do zdrowia. – po tych słowach uśmiechnął się ledwo dostrzegalnie i dodał. – teraz odpocznij trochę,.
Eve posłuchała go natychmiast i zamknęła ciążące jej powieki i niemal natychmiast zasnęła.
Mężczyzna natomiast wyszedł z pokoju i skierował się na zewnętrzny dziedziniec szpitala. Wieczór był dość chłodny jak na końcówkę sierpnia. Niebo pokrywały gęste chmury, zasłaniając księżyc i gwiazdy, z których co jakiś czas padał drobny deszczyk. Wyciągnął z kieszeni papierosy i ledwo zdążył jednego odpalić, kiedy usłyszał za sobą czyjeś kroki.
– Rafael…
– Witam kapitanie.
– Jak ona się czuje?
– Obudziła się przed chwilą,, ale tylko na moment. Teraz znowu śpi.
– Rozmawiał z tobą?
– Nie. Wydaje mi się, że nie za bardzo była w stanie powiedzieć, co kolwiek.
– Dobrze, że się obudziła. Ta śpiączka już za bardzo się przedłużała. Jednak nadal nie wiemy ile pamięta i czy w ogóle coś pamięta.
– Ma pan racje kapitanie. Wolałbym jednak żeby nie pamiętał o tym blond Casanovie…
– Rafaelu… Powiedz mi jedną rzecz. Lubisz ją?
– Ja jej nie lubię. Ja ją kocham, ale ona o tym nie wie…
– To, dlaczego jej tego nie powiesz?
– Regulamin zabrania tego typu poufałości.
– Regulamin zabrania tylko poufałości w pracy, ale poza nią możecie być nawet małżeństwem.
– Tylko, że ja nie potrafiłbym oddzielić pracy od prywatności.
– Jednak radziłbym ci spróbować.
– Może kiedyś… – Rafael dopalił papierosa niemal do samego filtra i resztkę wyrzucił do metalowego kosza. Odwrócił się i wszedł do środka zostawiając kapitana samego.
Wszedł do pokoju Eve i ponownie usiadł na zydlu opierając się plecami o ścianę. Utkwił wzrok w jej dłoni, na której widniał srebrny pierścionek z różowym oczkiem, z którym się nigdy nie rozstawała i zamyślił się głęboko. Z tej zadumy wyrwało go skrzypienie otwieranych powoli drzwi i do pomieszczenia wszedł wysportowany blondyn. Rafael znał tego gościa. To przez niego właśnie Eve leżała tutaj zamiast rozwiązywać kolejną zagadkę i cieszyć się życiem. Rafael wiedział też coś, o czym jeszcze nie wiedziała Eve, że Mat przez pierwsze dwa tygodnie jej pobytu w szpitalu jeszcze się nią interesował jednak później jego wizyty stały się rzadkością, gdyż wrócił do swojej byłej dziewczyny, z którą planował mieć dziecko. Rafael był jednak przekonany, że Mat kręcił z nimi obiema równolegle. Nie mówił nic, bo tak naprawdę nie była to jego sprawa. Mógł tylko kochać ją skrycie i patrzeć jak tamten ją rani.
Kiedy Eve obudziła się po raz drugi było już dobrze popołudniu o czym mogło świadczyć słońce przebijające się półcieniami przez zasłonięte żaluzje. Tym razem była sama. Nie czuła się już taka senna. Poruszyła się na swoim łóżku, żeby sprawdzić czy ma wszystkie kończyny. Nie było to łatwe zadanie aczkolwiek przekonała się, że nie jest sparaliżowana tylko jej mięśnie się tylko trochę zastały. Czuła, widziała, słyszała. Wzięła ze stolika szklankę wody i upiła z niej łyk. Poczuła słodkawy smak, co oznaczało, że i ten zmysł nie uległ degradacji. Pozostało jeszcze tylko jedno doświadczenie. Odchrząknęła i zaczęła cicho nucić utwór „ Tears of an Angel.”, który śpiewała z Leną i który dawał nadzieję kiedy było jej smutno i źle . Struny głosowe żyły, chociaż dźwięki, które się z nich wydobywały nie były tymi, które pamiętała. No cóż, będzie musiała trochę poćwiczyć. Kiedy skończyła nucić do pomieszczenia wszedł ten sam chłopak, którego widziała wczorajszego wieczoru zaraz po przebudzeniu.
– Witam naszą śpiącą królewnę.
– Dzień dobry.
– Wygląda na to, że jesteś w niezłej formie.
– do tego to mi jeszcze sporo brakuje. Najważniejsze jest to, że żaden z moich zmysłów nie ucierpiał .
– Na to wygląda. Pozwolisz, że zadam ci kilka pytań?
– Pytaj.
– Jak się nazywasz?
– To wiesz chyba lepiej ode mnie.
– … – spojrzał na nią spod zmarszczonych brwi.
– Dobra, dobra. Eve Laurini pseudonim Tygrysica. Numer licencji 3087891.
-, Co jeszcze pamiętasz?
– Wszystko. Oprócz tej luki, podczas której spałam.
- Witaj wśród żywych. – usłyszała jakiś męski głos po swojej prawej stronie.
Spojrzała w tym kierunku. W półmrokach wieczoru na białym szpitalnym zydlu obok jej łóżka siedział młody chłopak o barkach szerokich niczym Pudzian. Chciała go zapytać o tak wiele rzeczy jednak nie była w stanie wydobyć z siebie żadnego dźwięku. On jednak jakby czytał w jej myślach. Położył swą dłoń na jej dłoni, aż poczuła niesamowite ciepło rozchodzące się po całym ciele. Po czym zaczął mówić powoli i wyraźnie jakby dopiero uczyła się tej trudnej sztuki.
- Jesteś w szpitalu i prawie dwa miesiące byłaś nieprzytomna. Może to i lepiej, bo organizm mógł się zregenerować bez pomocy dodatkowych środków farmakologicznych. Miałaś poważne „zderzenie z tirem” i aż cud, że udało ci się przeżyć. Bardzo się jednak cieszę, że wprawdzie powoli, ale jednak wracasz do zdrowia. – po tych słowach uśmiechnął się ledwo dostrzegalnie i dodał. – teraz odpocznij trochę,.
Eve posłuchała go natychmiast i zamknęła ciążące jej powieki i niemal natychmiast zasnęła.
Mężczyzna natomiast wyszedł z pokoju i skierował się na zewnętrzny dziedziniec szpitala. Wieczór był dość chłodny jak na końcówkę sierpnia. Niebo pokrywały gęste chmury, zasłaniając księżyc i gwiazdy, z których co jakiś czas padał drobny deszczyk. Wyciągnął z kieszeni papierosy i ledwo zdążył jednego odpalić, kiedy usłyszał za sobą czyjeś kroki.
– Rafael…
– Witam kapitanie.
– Jak ona się czuje?
– Obudziła się przed chwilą,, ale tylko na moment. Teraz znowu śpi.
– Rozmawiał z tobą?
– Nie. Wydaje mi się, że nie za bardzo była w stanie powiedzieć, co kolwiek.
– Dobrze, że się obudziła. Ta śpiączka już za bardzo się przedłużała. Jednak nadal nie wiemy ile pamięta i czy w ogóle coś pamięta.
– Ma pan racje kapitanie. Wolałbym jednak żeby nie pamiętał o tym blond Casanovie…
– Rafaelu… Powiedz mi jedną rzecz. Lubisz ją?
– Ja jej nie lubię. Ja ją kocham, ale ona o tym nie wie…
– To, dlaczego jej tego nie powiesz?
– Regulamin zabrania tego typu poufałości.
– Regulamin zabrania tylko poufałości w pracy, ale poza nią możecie być nawet małżeństwem.
– Tylko, że ja nie potrafiłbym oddzielić pracy od prywatności.
– Jednak radziłbym ci spróbować.
– Może kiedyś… – Rafael dopalił papierosa niemal do samego filtra i resztkę wyrzucił do metalowego kosza. Odwrócił się i wszedł do środka zostawiając kapitana samego.
Wszedł do pokoju Eve i ponownie usiadł na zydlu opierając się plecami o ścianę. Utkwił wzrok w jej dłoni, na której widniał srebrny pierścionek z różowym oczkiem, z którym się nigdy nie rozstawała i zamyślił się głęboko. Z tej zadumy wyrwało go skrzypienie otwieranych powoli drzwi i do pomieszczenia wszedł wysportowany blondyn. Rafael znał tego gościa. To przez niego właśnie Eve leżała tutaj zamiast rozwiązywać kolejną zagadkę i cieszyć się życiem. Rafael wiedział też coś, o czym jeszcze nie wiedziała Eve, że Mat przez pierwsze dwa tygodnie jej pobytu w szpitalu jeszcze się nią interesował jednak później jego wizyty stały się rzadkością, gdyż wrócił do swojej byłej dziewczyny, z którą planował mieć dziecko. Rafael był jednak przekonany, że Mat kręcił z nimi obiema równolegle. Nie mówił nic, bo tak naprawdę nie była to jego sprawa. Mógł tylko kochać ją skrycie i patrzeć jak tamten ją rani.
Kiedy Eve obudziła się po raz drugi było już dobrze popołudniu o czym mogło świadczyć słońce przebijające się półcieniami przez zasłonięte żaluzje. Tym razem była sama. Nie czuła się już taka senna. Poruszyła się na swoim łóżku, żeby sprawdzić czy ma wszystkie kończyny. Nie było to łatwe zadanie aczkolwiek przekonała się, że nie jest sparaliżowana tylko jej mięśnie się tylko trochę zastały. Czuła, widziała, słyszała. Wzięła ze stolika szklankę wody i upiła z niej łyk. Poczuła słodkawy smak, co oznaczało, że i ten zmysł nie uległ degradacji. Pozostało jeszcze tylko jedno doświadczenie. Odchrząknęła i zaczęła cicho nucić utwór „ Tears of an Angel.”, który śpiewała z Leną i który dawał nadzieję kiedy było jej smutno i źle . Struny głosowe żyły, chociaż dźwięki, które się z nich wydobywały nie były tymi, które pamiętała. No cóż, będzie musiała trochę poćwiczyć. Kiedy skończyła nucić do pomieszczenia wszedł ten sam chłopak, którego widziała wczorajszego wieczoru zaraz po przebudzeniu.
– Witam naszą śpiącą królewnę.
– Dzień dobry.
– Wygląda na to, że jesteś w niezłej formie.
– do tego to mi jeszcze sporo brakuje. Najważniejsze jest to, że żaden z moich zmysłów nie ucierpiał .
– Na to wygląda. Pozwolisz, że zadam ci kilka pytań?
– Pytaj.
– Jak się nazywasz?
– To wiesz chyba lepiej ode mnie.
– … – spojrzał na nią spod zmarszczonych brwi.
– Dobra, dobra. Eve Laurini pseudonim Tygrysica. Numer licencji 3087891.
-, Co jeszcze pamiętasz?
– Wszystko. Oprócz tej luki, podczas której spałam.