czwartek, 18 kwietnia 2013

17. Nieznana

Nadchodzi czas Sylwestra. Czas nowych obietnic, planów i rozterek. Tak też ja obiecuję wam, że nadal będę śledzić wszystkie plotki o młodej elicie Manhattanu. Obiecuję też, że nigdy was nie zawiodę.

Wiem, że mnie uwielbiacie. Kim jestem ja? Tego nigdy wam nie zdradzę. XOXO. Nieznana.

W pracowni Helen Randon wrzało jak w ulu. Każdy się spieszył, a sama właścicielka chodziła nabzdyczona jak pszczoła. Królowa pokazów mody była dzisiaj wyjątkowo nie w humorze.
- To jest latte macchiato? - spytała swoją asystentkę, kiedy ta podała jej z samego rana kubek z gorącym napojem - Ty w ogóle wiesz co to znaczy dobra kawa! - wrzasnęła i to wcale nie było pytanie.
Chwilę później wydzierała się na modelki, które miały wystąpić dokładnie w sylwestra, przed samą północą.
- Jak ty wyglądasz! - krzyczała na wysoką, przeraźliwie chudą brunetkę w zielonej sukni - Nadajesz się tylko do bajki o Kopciuszku, a nie na wybieg! Jenny!
- Tak proszę pani? - spytała ledwo dosłyszalnie niska, przygarbiona asystentka.
- Wytłumacz mi, co to jest? - spytała Helen pokazując na rozdartą sukienkę jednej z modelek.
- To, mały wypadek przy pracy. - powiedziała dziewczyna i dodała - Zaraz to zeszyję.
- Po pierwsze moja droga u mnie nie ma wypadków przy pracy i masz to zeszyć teraz!
- Tak proszę pani. - powiedziała dziewczyna i odeszła zabierając ze sobą modelkę od zielonej sukienki.
- Czy ja wszystko muszę robić sama? - spytała Helen samą siebie, a odpowiedziało jej tylko echo.

Tymczasem na Brooklynie.
- A ty gdzie się wybierasz? - spytał Arthur patrząc na syna, który właśnie ubierał wściekle pstrokaty szalik na szyję. Nawiasem mówiąc gwiazdkowy prezent od ojca.
- Umówiłem się z Amelią. - odparł chłopak zakładając kurtkę.
- Weź ze sobą śmieci.
- Odkąd Sabina wyniosła się do posiadłości Sensei'ów, to coś za dużo obowiązków na mnie spoczywa.
- Nie przesadzaj. Wyrzucenie śmieci, to chyba nie jest taka znowu ciężka praca?
- W sumie to nie, ale ty nie robisz nic odkąd zagraliście ostatni koncert w tym roku.
- Nic? - zdziwił się jego ojciec - Przecież wydałem za mąż twoją siostrę, mimo iż nie do końca jestem pewien czy będzie szczęśliwa. I...
- Dobra, dobra. Lecę, bo się spóźnię na spotkanie. Pa. - powiedział Marek zamykając za sobą drzwi.
Arthur spojrzał na śmietnik, z którego resztki z jedzenia niemal wylewały się na podłogę.
- A śmieci zostały... - powiedział w pustą przestrzeń

Susan Randon otworzyła szufladę i spod sterty papierów wyciągnęła ten dziwny list. Nie mogła przeżyć faktu, że jej ojciec jest kryminalistą. Przeczytała list po raz kolejny odkąd wpadł w jej ręce. Potrząsnęła głową i nawet nie wsadzając do koperty wrzuciła z powrotem do szuflady.
- Panienko Susan! - zawołała Sheri, wieloletnia służąca Randonów - Panienko... - przerwała widząc smutną i złą podopieczną.
- Czego? - warknęła Su.
- Pan Erick Boldwin do panienki. - odparła z troską w głosie.
- Wprowadź do salonu. Już schodzę.
Kiedy służąca odeszła Su spojrzała na stojące na biurku zdjęcie ojca. Złapała je i wrzuciła do śmieci, po czym zeszła na dół do przybyłego gościa.

Uważaj Su, bo każdy twój krok sprowadza cię w dół.

Sabina siedziała w salonie państwa Sensei'ów i przeglądała pisma o modzie. Ubrana była w długi, szary i powyciągany sweter. Stare, przetarte getry w bliżej nieokreślonym kolorze i grube, kiedyś różowe skarpetki, które jeszcze za życia zrobiła jej babcia.
- Co robisz? - spytał Martin.
- Oglądam.
- A nie powinnaś być teraz z Chelsea?
- Nie. Nasza firma dobrze prosperuje, a ja już wykonałam zamknięcie na ten rok.
- Czyli teraz tylko odpoczynek?
- Tak dokładnie. Teraz tylko się będę byczyć.
- Ok. To nie przeszkadzam. Idę do Sama.
- Znowu? Przecież byłeś u niego wczoraj.
- Tak, ale chłopak ma ciężko w życiu. Jego ojciec chyba zdradza jego matkę, a Susan nie odzywa się do niego od jakiegoś czasu.
- Niech pogada z Amelią. Ona napewno więcej wie o planach Su niż my wszyscy razem wzięci.
- Masz rację. Powiem mu to. - odparł i wyszedł z salonu.
Po chwili dało się słyszeć cichy trzask zamykanych drzwi domu. Sabina została sama i to dosłownie, bo w całym domu nie było nikogo. Poczuła się taka samotna. Zapragnęła znowu wrócić do tego gwaru na Brooklynie, gdzie wiecznie kręcili się koledzy ojca z kapeli. No albo w ostateczności Marek snuł się jak cień recytując coraz to nowe fragmenty Szekspira. To było życie. Sabina odpłynęła w świat wspomnień zapominając o Bożym świecie.

Jak będzie wyglądał Sylwestrowy pokaz mody Helen Randon? Czy Marek i Amelia będą mogli zaliczyć swoją randkę do udanych? Czy Su wpadnie do dołka, który pod sobą kopie? I co wyniknie z częstych spotkań Martina z Samem? A także czy Sabina przezwycięży małżeńską samotność? O tym już wkrótce. Nieznana.

1 komentarz:

  1. O właśnie, może nie powinnam się o nich najbardziej martwić, a jednak niepokoi mnie samotność Sabiny. Ma teraz to, czego nie mogła dostać w domu - wspaniałego męża i naprawdę spory luksus... Ale ona jest zbyt dobrą dziewczyną, by wykorzystywać Martina i jego pieniądze. Jest miłe, ułożona i kochana, traktując ludzi z szacunkiem i okazując im przyjaźń. Oby los był dla niej łaskawy.
    Su mnie również niepokoi... knuje intrygi, a sama ma wiele za uszami (albo jej ojciec). Niedaleko pada jabłko od jabłoni...
    "Ona napewno więcej wie" - na pewno.

    OdpowiedzUsuń